Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Karabin

Okruchy dnia

blog Ewy Karabin
30 września 2009

Za dużo filmów Barei




Ostatnio miałam kilka spraw do załatwienia w urzędach. Szłam tam, jak na szafot, pełna najgorszych przeczuć inspirowanych głównie migawkami z filmów Barei. I choć miałam świadomość funkcjonowania w innym ustroju niż pokazywany w jego nieśmiertelnych komediach, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że państwowe urzędy nie są akurat miejscem, któremu wystarczy marne 20 lat, aby otrząsnąć się z półwiecznych nawyków.

Po wykonaniu całego szeregu działań zastępczych, które miały opóźnić chwilę spełnienia tego nad wyraz przykrego obowiązku, nie znajdując już żadnej wymówki, a czując brzemię goniących mnie terminów, podjęłam heroiczną decyzję: raz kozie śmierć – idę!

Na pierwszy strzał wybrałam państwowy bank, który zapewne przez asocjację z kolejkami do pocztowego okienka zawsze wydawał mi się miejscem nieprzyjaznym ludziom i zmuszającym ich do spędzania nadmiernej ilości czasu w zamkniętym pomieszczeniu ze zdecydowanie za małą liczbą krzesełek. I od razu na progu przeżyłam pierwsze zaskoczenie: w przestronnej, jasnej sali było kilkadziesiąt siedzisk dla oczekujących, a jedynie dwóch tychże, więc gdybym tylko miała ochotę, mogłabym przesiadać się co minutę na inne krzesło, ile dusza zapragnie. Na szczęście nie miałam możliwości popuścić wodzy fantazji, bo od razu zaopiekowała się mną miła pani i w ciągu niecałych 10 minut w sympatycznej, bezstresowej atmosferze załatwiła wszystkie formalności i pożegnała mnie przyjaznym uśmiechem.

Lekko oszołomiona, pełna uczuć ambiwalentnych, postanowiłam jednak nie dawać się ponieść łatwemu optymizmowi i pójść prosto do paszczy lwa – powiatowego Urzędu Skarbowego. Tam już petent musi udać się do odpowiedniego pokoju, grzecznie zapukać w zamknięte drzwi i liczyć na łaskę urzędnika, który posiada nad nim władzę w postaci wiedzy o sposobach wypełniania najróżniejszych przerażających formularzy. I może jeszcze do niedawna tak było, ale teraz, Anno domini 2009, sympatyczna urzędniczka troskliwie zajęła się moimi formularzami, pokazała dokładnie jak wypełnić wniosek, odpowiedziała cierpliwie na wszystkie pytania, a gdy zadzwonił jej telefon komórkowy, serdecznie mnie przepraszała, że na chwilkę musiała zostawić mnie samą. Wyszłam stamtąd z założeniem: do trzech razy sztuka! Biorę na muszkę ostatni urząd – referat paszportowy w byłym mieście wojewódzkim.

Przy trzecim razie nie działała już siła zaskoczenia, więc niemal spokojnie przyjęłam przestronne biuro, w którym w okienkach siedziało trzech urzędników, wszyscy do mojej dyspozycji. Żadnych kolejek, cisza i pustka, kolejna miła kobieta za biurkiem i sprawa załatwiona w 5 minut.

Tego było już dla mnie za wiele. Musiałam raz na zawsze porzucić swoje dotychczasowe wyobrażenia na temat państwowych urzędów przygnieciona siłą faktów. Może trafiłam w wyjątkowe miejsca i wyjątkowy czas, a może rzeczywiście coś się zmienia?

Pozdrawiam z tego miejsca wszystkie urzędniczki i urzędników. Ja do Was jeszcze powrócę!



Ewa Karabin poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (58)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?