Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Kiedio

Tuż obok

blog Ewy Kiedio
8 grudnia 2009

Obejść się ze smakiem




Serek z kolekcją E: 452, 339, 331, 407, 410. Sałatka warzywna ociężała od zagęstników: gumy guar i ksantanów… Szybko maleje liczba produktów spożywczych, które jestem skłonna jeść. Po odrzuceniu tych zawierających składniki o nazwach niepowiązanych w mojej świadomości z żadnym obrazem (jak wygląda benzoesan sodu?) pozostaje niewielki wybór. Wśród podejrzanych dwie substancje królują w mojej wyobraźni, podsuwając nader sugestywne wizje. To glutaminian sodu (tzw. polepszacz smaku), budzący zachwyt zmysłów nad posiłkami, które bez niego byłyby tylko wiórkiem i tekturką. Przy takich zasługach może mniej istotne, że oskarżany jest o powodowanie utraty wzroku (jak ostrzega „New Scientist”) czy chwilowego paraliżu. Po drugie, syrop glukozowo-fruktozowy, który wprowadza organizm w obłęd magazynowania, programuje go na produkcję tłuszczu i blokuje poczucie sytości.

Powiedzmy sobie: Habent suum glutaminian libelli 1. Nie tylko książki zresztą. Swój glutaminian mają też film, teatr, sztuki plastyczne etc. Obficie posypane nim łykamy „niezwykłe wydarzenia artystyczne”, „niejednoznaczne eksperymenty odkrywające granice ludzkiego poznania” i inne niebywale skomplikowane w swej prekursorskiej nowatorskości objawienia.

Uporządkujmy to sobie. Przepis na udany polepszacz smaku (notkę PR-ową aka recenzję) ma kilka elementów. Wskazać trzeba przede wszystkim na niedościgłą postępowość tzw. dzieła, które przełamując wszelkie konwenanse, stereotypy i inne więżące gorsety, czyni milowy krok naprzód w paradzie ku równości wszystkiego z każdym. Z kolei wypadałoby zamglić ewentualne sensy owego produktu artystycznego i dowieść, że w sferze tej panuje zachwycająca mnogość znaczeń, a któreś z tych mieniących się obliczy musi w końcu przypasować odbiorcy, chyba że wykazałby się on wyjątkową złośliwością.

I jeszcze kilka polepszaczy. Zupełnie osobny język autora – tu trzeba wykonać balans na granicy wiarygodności, by udowodnić, że mimo całkowitej jego odmienności nie zapada się w bełkot. Dalej – rozmycie tożsamości: bohater, narrator i autor nie wiedzą, czy są androgyne, chomikiem, czy może pustką. Bardzo ma to ucieszyć odbiorcę, bo on sam oczywiście jako współczesny/nowoczesny również dawno pogubił się w meandrach rzeczywistości. Dodajmy tylko jeszcze, że rzeczywistość w ogóle nie istnieje, a wszystko zawiera się w języku, i przywołajmy kilka nazwisk twórców wielkiej miary, do których dzieł omawiane przez nas novum kulturalne mogłoby być podobne, bo… (wymyślmy kategorię możliwie pojemną) …podnosi ważki problem dramatu egzystencji.

Zmęczyliśmy się? Owszem. O tym, że zamiast zajmować się pięknem brniemy czasem w rzężące naroślami nory quasi-kultury decydować musi jakiś dodatkowy odpowiednik glukozy czy fruktozy. Za życia Tomasza Manna nie był to pewnie związek tak powszechny… Wówczas jeszcze Tonio Krűger miał tyle samoświadomości, by dostrzec, że jest przeżarty ironią i intelektem, przerafinowany.

1 Por. Habent sua fata libelli.



Polecamy książkę Ewy Kiedio:



Ewa Kiedio poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2009-12-11 00:44:19 - Michał Marian

ładne podoba mi się :D


2009-12-09 11:25:56 - Ewa Kiedio

Bardzo dziękuję za te uwagi. Czy znaczyłoby to jednak, że przed każdym nurtem, który uzyskał status uznanego (przez kogo zresztą?), należy chylić czoła? Druga kwestia – tu akurat na myśli miałam nie tyle samych twórców, co pewien typ krytyki artystycznej na granicy PR-u czy wręcz reklamy, który podpina mierne „dzieła” pod powszechnie dziś cenione nurty i techniki, ich liczbę spiętrzając czasem karykaturalnie. Zestaw wymienianych cech jest zresztą całkowicie do przewidzenia – to właśnie tak bardzo mnie śmieszy... i straszy.


2009-12-08 21:31:00 - r.

Tomasz Mann jest jak przetwory wytwarzane przez nasze babcie, naturalne składniki, szczypta soli bądź cukru itp. Powieści, o których Pani wspomina są raczej jak zupki z torebki. Zrobi się tak, by na pewno wszystkim smakował np. pomidorową lub ogórkową, do wyboru do koloru.


2009-12-08 16:21:38 - Filipowicz

O ile dwa pierwsze akapity całkiem słusznie krytykują reklamowe podkręcanie szumu o miałkich czasem pracach, to dalej następują zarzuty pod adresem uznanych nurtów filozoficznych i technik pisarskich. To, że nie zawsze są one sensownie stosowane przez autorów nie powinno jednak dyskredytować ich jako takich. Ostatecznie słabą sztukę można tworzyć w każdy sposób i na każdy temat.


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (56)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?