Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Karabin

Okruchy dnia

blog Ewy Karabin
21 stycznia 2010

Nasza zima zła




W mojej rodzinie ciągle żywa jest legenda zimy stulecia, która niegdyś sparaliżowała kraj. Autobusy jeździły ponoć wówczas specjalnymi tunelami wyżłobionymi w śniegu, a do sklepów przez wiele dni nie docierały nowe dostawy. A obywatel w takiej sytuacji zakasywał rękawy i ruszał do walki z aurą, w myśl późniejszego o kilkadziesiąt lat klasyka: „Jak jest zima to musi być zimno, tak?”

Gospodarze wychodzili co rano z łopatami i w śniegu po pas cierpliwie rzeźbili ścieżki od domu do furtki i z powrotem, do pomieszczeń gospodarczych. Kobiety okutane w liczne warstwy odzieży wyruszały na łowy, aby mieć czym nakarmić rodzinę. Jedni sąsiedzi pożyczyli trochę mąki, inni kilka jajek, ktoś dał bańkę mleka. W czasach, gdy nie byliśmy jeszcze tak rozpaczliwie uzależnieni od zdobyczy cywilizacji, takich jak internet, telewizor, komórka i mikrofalówka, awaria prądu oznaczała co najwyżej konieczność spędzenia wieczoru przy lampie naftowej, jak za starych, dobrych dni. Starsi, pamiętający jeszcze lata wojennej zawieruchy, byli spokojni, czekali, wiedzieli, że jeśli tylko w domu jest mąka, kasza i drewno na opał, nic złego im nie grozi.

Z sentymentem przywołuję te rodzinne opowieści, gdy słucham, że w Londynie z powodu kilkucentymetrowych opadów śniegu pozamykano niektóre szkoły. Z niepokojem zdaję sobie sprawę, że mieszkańcy współczesnych miast są już tak uwarunkowani przez technikę, że banalna awaria prądu w środku zimy może niekiedy oznaczać tragedię. Brak ogrzewania, brak bieżącej wody – przyroda bez trudu potrafiłaby po raz kolejny nam udowodnić jak kruche są podstawy naszego przeświadczenia o byciu panami ziemi.

Jednak taka sytuacja może mieć swoje plusy. Gdy kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych miasta zostały sparaliżowane przez wielką awarię prądu, ludzie przypomnieli sobie, co od wieków stanowiło główną rozrywkę ich przodków – spotkania z innymi ludźmi. Wówczas zaczęli wynosić grille przed bloki, gdzie mieszkali i zaprzyjaźniać się z sąsiadami, których przez lata całe nie mieli czasu poznać. Wówczas, gdy umilkły wszystkie elektroniczne głosy wypełniające im czas, przypomnieli sobie starą prawdę: Człowiek jest dla człowieka najlepszym lekarstwem.



Ewa Karabin poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (58)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?