Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Kiedio

Tuż obok

blog Ewy Kiedio
2 czerwca 2010

Lao Che – raj w ustach pyskatych




„- Ty, Bóg, dasz mi szczęście? - Eee, mało mam” daje się dosłyszeć w jednej z piosenek zespołu Lao Che, w innej zaś: „uchlastaj aniołku mój język uparty, gdy sepleni słowem wypowiedzenia niewartym”. Czy te akurat utwory pojawiły się na koncercie podczas Jarmarku Dominikańskiego, czyli de facto odpustu, tego nie wiem. Jestem jednak przekonana, że zaproszenie grupy na tego typu wydarzenie było pomysłem śmiałym, ale też bezwzględnie inteligentnym – sposób prezentowania treści wiary, w tym także język religijny, zdecydowanie wymaga przewietrzenia.

Styl wciąż dominujący w duszpasterstwie dobrze oddaje dowcip przywołany ostatnio w wywiadzie przez Marcina Jakimowicza: „Facet wisi nad przepaścią, a przechodzący dołem rzuca: Wisi pan nad przepaścią i za chwilę spadnie. – A pan chyba jest księdzem? – dziwi się wisielec. – Skąd pan o tym wie? – pyta zdumiony przechodzień. – Bo powiedział pan oczywistą prawdę, z której nic nie wynika” (wywiad z Wojciechem Jędrzejewskim OP, „Gość Niedzielny” 30 V 2010).

Skoro wielu (większość?) duszpasterzy zamiast wgryźć się w rzeczywistość i „zzuć bucik” abstrakcji, wciąż jeszcze „pochyla się”, „jakże utula serca”, „czyż nie miłuje” i „przylgnąć każe”, tym bardziej cieszą ci, którzy ze świeżym oddechem wychodzą na spotkanie z własną wiarą/niewiarą. Nawet gdy szamocą się na granicach dobrego smaku, wszelkiego typu zgodności i poprawności – stawiają sprawy w wersji bez make-upu i pedicuru, a to uwiera i pyta, i przymusza.

Obok Lao Che w kategorii wentylatorów języka wymienić można jeszcze zespół Vavamuffin z ich “Jah jest prezydentem, Jah jest kierownikiem” (Jah = skrócone Jahwe). Wcale nie złośliwie zapytam: czy nazywanie kogoś królem nie leży dziś na tej samej półce co awans na konstruktora karet i dyliżansów?

Tym, którzy o fenomenie Lao Che słyszą po raz pierwszy, polecam na początek dokładne wsłuchanie się w treść utworu “Drogi Panie”, historii z ul Rajskiej 888: “Wiedziałem, że na Rajskiej masz, masz Pan posesję, masz Pan sad. Zobaczyłem jabłoń i raglamentowany jej kwiat. Wtedy do ucha zaczął pieprzyć ktoś, kogo Pan nigdy nie lubiłeś. – Jakby co to się wyprzesz, powiesz, że po dobrej wódce byłeś”. Znamy? To posłuchajmy:



Polecamy książkę Ewy Kiedio:



Ewa Kiedio poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2010-06-02 21:45:08 - Izabela

Problem wielu duszpasterstw, nawet akademickich polega wg mnie na powielaniu tego samego modelu, który w wielu wypadkach przypomina "bombardowanie miłością". Zrozumiałe jest, że są to miejsca, w których ludzie poszukują akceptacji, zrozumienia dla własnego sposobu postrzegania świata. Niestety, często poza tą cieplutką atmosferą nie mają zbyt wiele do zaoferowania; nie podejmują tematów, które na prawdę nurtują młodych ludzi, ewentualna próba zmierzenia się z nimi często kończy się ugładzoną konkluzją zaczerpniętą z przeciętnego kazania.
Oczywiście, wszytsko zależy od członków takiej czy innej wspólnoty, tych jednak dobrze by było zachęcić do odważnego zabrania głosu. Dla mnie takim właśnie głos płynie z tekstów całej płyty Gospel Lao Che.


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (56)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?