Komentarze
blog Ewy Karabin
Okruchy dnia
5 kwietnia 2011
Słoń a sprawa polska
W rewelacyjnej książce Mariusza Szczygła Zrób sobie raj przeczytałam, że Polacy „na świat patrzą ze swoją wadą wrodzoną, bo w jednym oku siedzi nam etos, a w drugim patos”. Zraniona duma narodowa we mnie podniosła natychmiast larum, że skąd, że wcale, że przenigdy, że przecież ta słynna słowiańska fantazja, brawura i serdeczność!
Wtedy przypomniałam sobie niedawną rozmowę ze znajomymi, którzy narzekali na współczesny system nauczania języka polskiego, promujący bezmyślny automatyzm odpowiedzi i hamujący kreatywność ucznia. Choć nie jestem wielką fanką schematu „zgadnij, co autor testu miał na myśli”, musiałam uczciwie przyznać, że system, który mnie edukował, nie był pod względem rozbudzania fantazji i kreatywności o wiele lepszy. Przez 4 lata nauki w szkole średniej musiałam w niezliczonej ilości ojczystych lektur upatrywać li i jedynie wątków narodowo-wyzwoleńczych. Myślicie, że się nie da? Nic bardziej mylnego, okazało się, że Polskę można znaleźć wszędzie. Nawet słynna Lechoniowa fraza: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę” nie jest niczym innym, jak walką o Ojczyznę!
A jeżeli już sięgaliśmy po literaturę obcą bądź rodzimą, ale poświęconą tak trywialnym sprawom jak relacje damsko-męskie, to na pociechę pozostawał jeszcze nieśmiertelny „Przekrój społeczny w...”, który co prawda niwelował wątek patriotyczny, ale za to podbijał wysokie tony niesprawiedliwości i krzywdy, a to się każdemu Polakowi i tak musiało z Ojczyzną skojarzyć. Czy w obliczu takiej indoktrynacji za młodu, mogę w ogóle polemizować z tezą wspomnianego reportera?
Gdy zaczęłam już powolny odwrót (lub, jak kto woli, wycofywanie na z góry upatrzone pozycje), naraz stanęła mi przed oczami moja przyjaciółka, która puszcza mydlane bańki. Nie takie małe, które każdy może sobie wydmuchać przez plastikowe kółeczko umoczone w specjalnym płynie, ale olbrzymie, tęczowe banie wyczarowywane za pomocą dwóch patyków i sznurka. Przyjaciółka owa spotyka się ze znajomymi przy niedzieli i ku radości gawiedzi przez długie godziny po prostu puszcza bańki. Bez żadnej odgórnej idei, bez chęci upamiętnienia żadnej rocznicy, bez klucza selekcji publiczności, która godna jest w tej zabawie uczestniczyć. Można? Można.
Że można udowodniła mi też jedna z kampanii społecznych (autorstwa agencji TBWA), promująca nobliwe miasto Kraków: Gołębie kręcą Kraków. Tym razem w haśle nie ma żadnej piętrowej metafory. Krakowskim gołębiom naprawdę przyczepiono minikamerki i pozwolono nakręcić własne jednominutowe filmiki, które można zobaczyć na stronie www.krakow.travel. Swej jakże krakowskiej twarzy użyczył kampanii Jerzy Stuhr:
Ewa Karabin poleca:
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.