Komentarze
blog Zbigniewa Nosowskiego
Lepiej krótko niż wcale…
4 listopada 2011
Złota zasada do lamusa
Ze smutkiem stwierdziłem, że reakcje na sprawę ks. Bonieckiego odtworzyły – i to bardzo mocno – głęboki podział, nad którego zasypywaniem nieco się w ostatniej dekadzie „Więź” napracowała.
Oto wszyscy bez wyjątku kościelni konserwatyści (tu, pomimo zróżnicowania, raczej można użyć ogólnej kategorii ideowej) zakrzyknęli, że mu się należało, że to słuszna kara i brawo dla władz zakonnych za odwagę i mądrość. Wszyscy katoliccy „niekonserwatyści” (to negatywne określenie to chyba jedyny wspólny mianownik dla tych zróżnicowanych grup i osób) uważają, że mamy do czynienia z zakneblowaniem człowieka-symbolu i wydarzeniem niosącym wielkie straty dla przyszłości Kościoła.
Sam należę, jak wiadomo, do tej drugiej grupy. Miałem jednak nadzieję, że choć jeden konserwatysta wzniesie się ponad swoją niechęć do „Tygodnika Powszechnego” i dostrzeże, że istotą naszych protestów w tej sprawie nie jest wcale bronienie znajomego, „swojaka” czy „ziomala”. Chodzi o poważne naruszenie kościelnej „złotej zasady” jedności w różnorodności (i odwrotnie: różnorodności w jedności): „W tym, co konieczne – jedność; w tym, co wątpliwe – wolność; we wszystkim – miłość”.
Ks. Boniecki nie naruszył jedności katolickiej w niczym, co konieczne. Dlatego nagłe uciszanie go metodą zakazów jest bezzasadne. Nie można przecież czynić stosunku do Palikota i Nergala miarą kościelnej ortodoksji! Na obie te kwestie patrzę nieco inaczej niż redaktor senior „Tygodnika Powszechnego”. Z jego stanowiskiem można dyskutować. Ale skandalem jest dopiero uznanie „jedynie słusznego” stosunku do tych kwestii za papierek lakmusowy katolickości. Oznacza to bowiem całkowite niemal unieważnienie powyższej zasady. Tym, co wymaga katolickiej jedności, staje się w tym ujęciu już nie tylko depozyt wiary, lecz także sprawy społeczno-polityczne. Nie ma już miejsca na wolność, że o miłości nie wspomnę…
A przecież prowincjał marianów miał całą paletę możliwych środków działania wobec swego sędziwego współbrata i (warto przypomnieć!) byłego przełożonego generalnego, gdy nie spodobały mu się jego komentarze. Można było z ks. Bonieckim porozmawiać, podyskutować, przekonać do swojego zdania. Można było opublikować własną ocenę dyskutowanych kwestii i podjąć publiczną polemikę. Można było ogłosić, że ks. Boniecki prezentuje opinie prywatne, a nie polskiej prowincji marianów, itp. Wybrano jednak rozwiązanie najprostsze i, niestety, najgorsze.
Zastosowany wybieg – wyjaśnienie, że zakaz dotyczy tylko wystąpień poza „Tygodnikiem Powszechnym” – jedynie pogłębia skalę absurdu. Czemuż bowiem myśli, które wolno głosić na łamach „TP”, stają się niewłaściwe poza tym pismem i nie mogą być głoszone gdzie indziej? Kompletny brak logiki.
Tu leży istota sporu. Pozostałe argumenty są umiejscowione na – niesłychanie ważnym, ale jednak wtórnym – poziomie wizerunkowym Kościoła. To, o czym mowa powyżej, dotyka natomiast samego sposobu rozumienia Kościoła i sposobu bycia Kościołem.
Polecamy książki Zbigniewa Nosowskiego:
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
2011-11-17 00:20:40 - MiejyrASYTbRUfO
That's way more cevler than I was expecting. Thanks!
2011-11-06 22:56:27 - Tadeusz
Do Alleriena i podobnie myślących - zakony mają swoje reguły, które są zatwierdzone przez Kościół, własne władze, których zwierzchność i kompetencję uznaje każdy wstępujący. Ale to wcale nie oznacza, że ktoś, kto tym przełożonym nie ślubował posłuszeństwa zaraz może kwestionować ich decyzje i pouczać co mają robić. Polecam artykuł ks. Dariusza Kowalczyka SJ na www.deon.pl.
2011-11-06 08:34:55 - Allerien
Krótki komentarz do wypowiedzi osób, które powołują się na złożone przez ks. Bonieckiego śluby posłuszeństwa.
To przecież nie on - zakonnik oburza się na decyzję przełożonego, ale MY którzy ślubów nie złożyliśmy. Więc ten argument tu nie pasuje.
2011-11-06 02:23:18 - Tadeusz
Szanowny Panie Redaktorze, jako intelektualista chyba Pan nie zaprzeczy, że niestety pewne wystąpienia ks. Bonieckiego w programach, szczególnie pani Olejnik, nie były najroztropniejsze. Jego wypowiedzi niepełne (nie winię tu Księdza, ale dziennikarzy) wprowadziły pewne zamieszanie. I jeżeli nie widzi Pan różnicy w logice wypowiedzi na łamach TP a okrojonych publikacjach w innych mediach, to zachęcam do ich dokładniejszego logicznego przeanalizowania. Szkoda mi księdza Adama, bo został wykorzystany i wmanewrowany w działania, które tak naprawdę są ukrytą walką z Kościołem. Mogę się tylko domyślać co czuje teraz jako kapłan. Przykro mi, że środowisko Więzi daje się też wmanewrować w próbę kwestionowania wartości posłuszeństwa. Wcześniej zawiodłem się na ZNAK-u w związku z publikacją kłamstw pana Grossa. Szkoda, a niby oba wydawnictwa miały służyć prawdzie i Kościołowi. Zachęcam do lektury tekstów bł. Jana Pawła II na temat posłuszeństwa w zakonie. Mam nadzieję, że Pan i środowisko WIĘZI zreflektuje się i odejdzie od tłumu wołającego: "zejdź z krzyża!"
2011-11-06 02:22:21 - Tadeusz
Szanowny Panie Redaktorze, mam wrażenie, że demokracja stała się dla Pana bóstwem i zapomniał Pan, że Kościół jest hierarchiczny, także jeśli chodzi o wspólnoty zakonne. Demokracja jest tylko sposobem podejmowania wyborów, decyzji przez społeczeństwa (piszę w uproszczeniu) i wcale nie gwarantuje dobrego wyboru. To wie każdy socjolog, a przykłady mogą podać historycy. Podaje Pan jakąś bardzo ogólną i mętną złotą zasadę jedności, do której można wrzucić wszystko. Bogu dzięki ks. Adam (do tego kapłana mam szacunek) nie stworzył żadnej sekty, nie ogłosił wystąpienia z Kościoła z jakąś grupą itp. Zadziwia mnie, że nie rozumie Pan podstawowych zasad funkcjonowania życia zakonnego.
2011-11-05 19:23:34 - wojciech
A skąd Szanowny Autor wie, że prowincjał marianów już wcześniej nie próbował się z o. Bonieckim dogadywać w sprawach poprzednich dyskusyjnych opinii? Rozumiem, że Autor to wie, skoro napisał, że prowincjał marianów z takiej opcji nie skorzystał. Drugie rozwiązanie - polemiczna dyskusja - to chyba jakaś postdemokratyczna kpina. Przypominam, że mówimy o zakonie, w którym obowiązują sluby posłuszeństwa. tak więc Autora zdaniem prowincjał zarządzając swoją prowincjał i podległymi mu zakonnikami, powinien do ich dyscyplinowania używać mediów? W gazecie prowadzić spory z podległym u współbratem? A może na żywo - w studio tvn? Jak daleko Szanowny autor zechce jeszcze "zdemokratyzować" i "zmedialozować" zakony? Aż do poziomu reality show na żywo z każdej celi? Rozwiązywanie sporów zakonnych na łamach czasopism - pomysł tak kuriozalny że przez sam swój absurd niewart poważnej dyskusji.
2011-11-05 14:37:21 - aG
Zawsze można dogadać się ale wszędzie znajdą się ludzie, którzy muszą mącić, taką mają naturę. Nad dobrem Kościoła górują ich własne cele i ambicje. Każdy krytykuje każdego lecz zza węgła rzucając słowami, jak granatem, ku uciesze podekscytowanej gawiedzi. Nie wychowuje się ludzi do dialogu tylko prowokuje ich do wszczynania wojny.
2011-11-04 23:14:15 - Anna
Niestety wszyscy tu zapominają o ślubach posłuszeństwa, które składa każdy zakonnik. Ks. Boniecki musi podporządkować się władzom zakonu, a te władze nie muszą wcale się ze swojej decyzji tłumaczyć.
(Moim zdaniem oni mieli powody, by podjąć taką decyzję, ale to nie o to tutaj chodzi). Wszyscy się oburzają, a jedyny zainteresowany milczy - podporządkował się temu, bo wstępując do tego zgromadzenia wiedział, że decyduje się właśnie na posłuszeństwo, nawet w sprawach pozornie niezrozumiałych i trudnych.
W zgromadzeniach zakonnych często podejmowane są decyzje dotyczące duchownych i jest to oczywiste, że podporządkowują się oni zwierzchnikom. Dla nas - osób w większości świeckich - nie jest to tak oczywiste i oburzamy się, bo dotyczy to osoby znanej nam z mediów. Nie możemy tego zrozumieć, bo przykładamy do tej sytuacji naszą miarkę.
Może przestańmy się oburzać i zastanówmy się nad znaczeniem takich słów, jak posłuszeństwo i pokora. Przecież na tym polega nasza wiara - na podporządkowywaniu się Temu, Który jest ponad wszystkimi, nawet jeśli Jego wola jest dla nas niezrozumiała.
Pozdrawiam serdecznie!
Pani Moniko - nie ma różnych Kościołów (bo rozumiem że mówimy o Kościele katolickim?). Nie ma "Pani Kościoła" i Kościoła tych "jedynie słusznych". Na szczęście wciąż jesteśmy jednością i trzymajmy się, mimo różnic zdań w niektórych kwestiach:)
2011-11-04 22:16:04 - Allerien
To, co się stało, to niestety nic nowego. Nie jest to ani pierwszy ksiądz, ani w ogóle pierwszy człowiek w Kościele, który z jakichś przyczyn "nie pasuje" innym. Ktoś zestawił dziś postać ks. Bonieckiego z o. Rydzykiem - dlaczego jeden ma milczeć, a drugi może prowadzić swoje radio i TV... Otóż ks. Boniecki reprezentuje intelektualistów, a o. Rydzyk - wykluczonych, oburzonych, czujących się w obecnej rzeczywistości trochę "nie u siebie". Ci pierwsi są niegroźni: napiszą petycję, przykleją sobie nalepkę, ale na ulicę nie wyjdą. Ci drudzy są niezwykle groźni, gotowi wszcząć rewoltę (oczywiście w odpowiedniej skali). Każda władza boi się emocji, a nie boi się rozsądku. Z rozsądkiem można pertraktować, z emocjami - jedynie stoczyć krwawy bój. Problem w tym, że taki lęk przed emocjami jest w gruncie rzeczy oddaniem władzy emocjom kosztem rozsądku, któremu zamykamy usta, bo jest... zbyt niejednoznaczny. Na razie wydaje się, że hierarchia kościelna sprawnie zawiaduje tą emocjonalną częścią wiernych. Ale istnieje obawa, że siła ta się umocni i będzie coraz trudniej nad nią zapanować. A wtedy może się okazać, że rozsądek, który stałby się jedyną nadzieją na ratunek, będzie miał zamknięte usta.
(Przepraszam za nadmiar patosu, niech nie przesłoni myśli, którą chciałem przekazać.)
2011-11-04 22:01:28 - pl
"A przecież prowincjał marianów miał całą paletę możliwych środków działania wobec swego sędziwego współbrata i (warto przypomnieć!) byłego przełożonego generalnego, gdy nie spodobały mu się jego komentarze. "
- a na jakiej podstawie to stwierdzenie - oficjalny dokument - czy domysły?
"Można było z ks. Bonieckim porozmawiać, podyskutować, przekonać do swojego zdania. Można było opublikować własną ocenę dyskutowanych kwestii i podjąć publiczną polemikę. Można było ogłosić, że ks. Boniecki prezentuje opinie prywatne, a nie polskiej prowincji marianów, itp. Wybrano jednak rozwiązanie najprostsze i, niestety, najgorsze."
Dlaczego prowincjał ma publicznie polemizować z kapłanem który składa śłuby posłuszeństwa?
2011-11-04 21:37:44 - Sylwia
Dziękuję za mądre słowa na tym blogu. Napiszę coś osobistego. Od jakiegoś już czasu odchodzę od kościoła katolickiego, przyjęła mnie wspólnota luterańska, przygotowuję się do konwersji. Kiedy słucham lub czytam ks. Bonieckiego zawsze przychodzi refleksja czy to na pewno był krok konieczny i myśl, że może są w kościele katolickim jeszcze drogi, na których mogłabym się odnaleźć... Takie myśli towarzyszyły mi kiedy słuchałam ostatnich wywiadów księdza Bonieckiego. Wątpliwości te jednak rozwiewa jednak znowu decyzja instytucjonalnego kościoła. Uświadamia mi, jak bardzo już nie chcę brać udziału w tak pojętej wspólnocie, jak bardzo gorszące i bolesne jest kościelne sprzeniewierzanie się Ewangelii w imię doczesnych, partykularnych interesów i źle pojętej władzy. Zawsze będę nosić w sobie dziedzictwo kościoła katolickiego, ale od dziś życie wiary będę dzielić z ewangelikami.
2011-11-04 21:26:08 - na marginesie
Za to toruński konserwatysta może mówić co chce i kiedy chce. Przykre. Sam Kościół niedorzecznymi działaniami odpycha od siebie wiernych, zamiast ich przyciągać.
2011-11-04 12:53:50 - Joanna
Myślę o tej sytuacji z wielkim bólem. Zgadzam się, z Panem Redaktorem, że ujawnia ona głęboki podział w Kościele i to może przerażać, smucić, bulwersować. Nie mniej jednak to co boli mnie najbardziej to wspomniany przez Pana Redaktora całkowity brak miłości między tymi, którzy do Kościoła należą, między wyznawcami Chrystusa, o którym mówimy że "jest miłością".
i zachowania takie możemy znaleźć po oby "stronach" zarysowującego się sporu. Zarówno w liście bp. Meringa, który pisze: "Proszę zatem zafundować sobie badania okulistyczne i nie szerzyć zamętu w umysłach wiernych opowiadając schizofreniczne tezy", jak i w wypowiedzi obecnego redaktora TP, który pisze o "wojnach prowadzonych z Kościołem" językiem pełnym rozgoryczenia, żalu i złości.
Niezgoda może być Kościołowi potrzebna, czasem nawet i wojny, ale tylko wtedy gdy prowadzone są w duchu miłości i wspólnej troski o Kościół, bo brak miłości może tylko niszczyć.
2011-11-04 12:34:33 - Irek
Zbyszku, rozumiem Twoje zdenerwowanie, że konkurencja psim swędem dostała prawa na wyłączność wypowiedzi jednego z autorów "Więzi" (na miejscu "TP" wystosowałbym do prowincjała marianów sążnisty elaborat z podziękowaniem) :-)
A tak poważniej: masz w zupełności rację! Problem w tym, że taka wizja Kościoła, którą tu prezentujesz, została zepchnięta na margines. Nie wątpisz chyba, że znaczna część (o ile nie większość) "niekonserwatystów" broniących ks. Bonieckiego robi to powodowana nie podanymi przez Ciebie zasadami, lecz partyjną wizją Kościoła, taką samą, jak u "konserwatystów", tylko że "na odwyrtkę". To jeszcze pół biedy. Gorzej, że taka partyjna wizja Kościoła zdaje się mieć zdecydowaną większość w polskim episkopacie. W tej sytuacji, jeśli chodzi o perspektywy Kościoła w Polsce, chciałoby się powiedzieć za klasykiem: "Ciemność widzę..."
W związku z powyższym słówko za prowincjałem marianów - wydaje mi się, że nie pasuje mierzyć do niego z armat. Zrobił głupotę, to fakt; wygląda na kolejnego przeciętniaka, którego przerosło stanowisko, pewnie chciał się przypodobać "górze", a wyszło, jak wyszło i teraz jest kozłem ofiarnym. A "górze" armaty się należą, jak najbardziej.
2011-11-04 11:55:30 - pamietajacy
Tradycjonaliści" usztywniając" swój stosunek do myślących wg. nich nie prawidłowo, stają się bardzo podobni do ludzi opisanych w ST. Łączyli oni byli politykę z wiarą i posuwali się do gwałtu na drugim człowieku w imię Boże. Przyszedł Jezus i COŚ zmienił. Nic nie ujął, a sporo dodał. Problemem, kiedyś jak i dziś, jest to czy potrafimy we właściwym momencie być tolerancyjnymi i we właściwym zdecydowanymi obrońcami wiary. Zakazano ks.Bonieckiemu wypowiedzi?! Takie jest prawo i kropka. Co z tego wyniknie? Ano zobaczymy.Nie mnie oceniać.
2011-11-04 09:57:00 - Monika
Witam Pana i oczywiście dziękuję za głos trzeźwości i rozsądku. W takim Kościele mnie wychowano, jaki prezentuje Pan, czy ksiądz Boniecki. Z bólem widzę jednak ten "mój" Kościół szturchany i popychany przez "jedynie słusznych".
Wierzę, że to próba.
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.