Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Konrada Sawickiego

Z obu stron

blog Konrada Sawickiego
24 października 2012
Konrad Sawicki

Premier w roli Piłata




Minister Michał Boni zapowiadał, że jeśli nie uda się uzyskać porozumienia w sprawie podatkowego odpisu na Kościół, wszystko pozostanie po staremu. Czyli państwo nadal ze swojej kasy będzie wypłacało Kościołom stałą subwencję. Niedawna deklaracja premiera o skierowaniu sprawy do Sejmu może oznaczać, że deklaracje Boniego nie są już aktualne oraz to, że w sporze z biskupami Donald Tusk chce grać rolę Piłata.

Przypomnijmy. Z Konferencji Episkopatu Polski wyszła inicjatywa, by Fundusz Kościelny oraz coroczne dotacje z budżetu, które idą głównie na opłacanie składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne duchownych, zamienić na odpis podatkowy w PIT. Propozycja opierała się na analogii do odpisów 1 procenta dokonywanych na rzecz organizacji pożytku publicznego. Strona rządowa ochoczo podjęła temat, tyle że zamiast 1 procenta zaproponowała 0,3. Skąd taka akurat kwota? Wyliczono, że gdyby taka sama część podatników, jaka obecnie przekazuje swój 1 proc. na różne organizacje (ok. 38 proc.) oddała 0,3 procenta podatków na Kościół, to w sumie wyszłaby suma ok. 100 mln złotych. Czyli tyle ile obecnie otrzymuje Fundusz Kościelny w ramach subwencji.

Kard. Kazimierz Nycz, który ze strony kościelnej przewodzi grupie negocjacyjnej, rzeczowo zwrócił uwagę, że owe 38 procent podatników to liczba wypracowana przez 10 lat doświadczeń. Skąd więc takie optymistyczne rządowe założenie, że od razu tyle samo będzie odpisywać na Kościół? W tym momencie debaty po raz pierwszy można było odnieść wrażenie, że rządowi wcale nie zależy na uzyskaniu sensownego porozumienia, tylko na PR-owym wzmocnieniu wizerunku twardego gracza, który w walce z kryzysem nie zawaha się zadrzeć z biskupami.

Minister Boni szybko jednak uspokoił atmosferę dwiema obietnicami. Po pierwsze, że jest gotów wprowadzić 4-letni okres przejściowy, kiedy to rząd będzie wyrównywał Kościołom braki z mniejszych wpływów. A po drugie, że w razie impasu w negocjacjach zawsze można pozostać przy aktualnie obowiązujących rozwiązaniach, czyli przy corocznych subwencjach do Funduszu Kościelnego.

Strona kościelna nie godzi się na wspomniane 0,3 procenta – kalkulując, że nawet po 4 przejściowych latach sumy nie dojdą do potrzebnych 100 mln zł – i proponuje minimum 0,5-0,7. Jak widać, jest to i tak rozwiązanie niższe niż wyjściowy 1 procent. Co więcej, sekretarz episkopatu bp Wojciech Polak zadeklarował, że gdyby udało się zebrać więcej niż owe 100 milionów, nadwyżka zostałaby budżetowi zwrócona. Czyli to Kościół wykazuje się w tym sporze wolą faktycznego kompromisu.

Tej woli zupełnie nie widać u Donalda Tuska. W wywiadach udzielonych w ostatnich dniach sztywno upiera się przy 0,3 procenta. Co więcej nie ma już zupełnie mowy o utrzymaniu aktualnego rozwiązania z Funduszem Kościelnym w przypadku braku porozumienia. Premier oświadczył bowiem, że jeśli Kościół nie zgodzi się na jego propozycję, to projekt trafi do Sejmu i to posłowie zadecydują o ostatecznym kształcie rozwiązania.

A w Sejmie jego przyszłość jest bardzo niepewna. PiS jest generalnie sceptyczne wobec likwidacji Funduszu Kościelnego. Przeciw może też zagłosować lewica, która najchętniej zlikwidowałaby Fundusz, nie dając nic w zamian. Nawet jeśli w PO nie byłoby dyscypliny klubowej wobec rządowego projektu, prawie niemożliwe wydaje się stworzenie większości do przegłosowania odpisu wyższego niż 0,3 proc. Jednak niezależnie od wyniku głosowania, odpowiedzialność za losy wprowadzenia niższego odpisu podatkowego na Kościół rozmyłaby się, spadając nie tylko na rząd, ale również na Sejm i inne partie. Premier natomiast postawiłby siebie w roli Piłata, który umywa ręce, a czarną robotę pozostawia innym.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (49)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?