Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Katarzyny Jabłońskiej

W stronę Słońca

blog Katarzyny Jabłońskiej
4 maja 2009

Z pamiętnika kuracjuszki – Dzień drugi




Nie ma chyba nic ważniejszego w życiu kuracjusza niż karta zabiegowa – trzy kartki formatu A4, z których dwie stanowią codzienny „rozkład jazdy” pacjenta. Już przed siódmą rano spotkać można spieszących w różnych kierunkach, pojedynczo i w duecie, kuracjuszy. Charakterystyczny strój – zazwyczaj dres i sportowe obuwie oraz nieodłączna torebka, najczęściej plastikowa, w której kostium, ręcznik, klapki itd... Jedni udają się na kąpiel solankową, drudzy na inhalacje, trzeci na masaż podwodny – repertuar jest bogaty.

Czekając na inaugurujący moją sanatoryjną kurację zabieg, studiuję pierwszą stronę karty kuracjusza, na której umieszczono „Wskazówki ogólne dla korzystających z zabiegów”. A pośród nich takie:
- Kartę zabiegową należy okazać przy każdej wizycie lekarskiej oraz przed każdym zabiegiem.
- W razie zasłabnięcia podczas zabiegu należy przywołać obsługę.
- Po kilkudniowej kuracji może wystąpić odczyn kąpielowy, który między innymi może spowodować zaostrzenie bólu i uczucie zmęczenia.

Speszył mnie trochę ten „odczyn kąpielowy”, cieszę się więc, że swój pierwszy sanatoryjny dzień zaczynam od masażu suchego.

Ręce pani masażystki są zdecydowane i delikatne. Leżę na specjalnej leżance i słucham czułej opowieści o ulubieńcu pani masażystki, czyli mlecznobiałym kocie, który oczywiście – jak na prawdziwego kota przystało – chadza kędy chce oraz sam sobie i innym wyznacza zasady (później zobaczę go na zdjęciu, które pani masażystka przechowuje w notesie pomiędzy obrazkiem Matki Bożej Różańcowej i Jezusem Miłosiernym).

Jedna z tych kocich zasad to poranny posiłek punktualnie o 5. 30. Jeśli pani się spóźnia, kot najpierw delikatnym szturchaniem łapką po włosach przypomina o sobie. A jeśli to nie pomoże – szturcha łapką w nos, potrafi też... plunąć śpiącej w twarz. Tę zajmującą opowieść przerywa nieoczekiwana wizyta – bez pukania wbiega do gabinetu pani Djanka i nie speszona tym, że ja półnaga na leżance rozpoczyna z panią masażystką następujący dialog:
- Pani Zeniutko, ma może pani tusik? Wszystko wzięłam – cienie do powiek wzięłam, fluid i szminkę, tylko o tusiku zapomniałam. A bez tusiku cały makijaż na nic.
- E tam, Djanko – protestuje pani Zeniutka (okazuje się, że to zdrobnienie od Zuzanna)- ty to i bez tusiku ślicznie wyglądasz. Ale sprawdź w torebce – ja tam wszystko mam i suszarkę do włosów też, bo nigdy nie wiadomo, co się przytrafi, a w pracy wyglądać trzeba. Człowiek z ludźmi pracuje.

Tusiku jednak w torebce pani Zeniutki nie było.
- Ale kredka, Djanko, to na pewno jest. Bez kredki to człowiek jakiś goły. Zawsze ją mam.
I rzeczywiście – kredka jest.

Po powrocie do pokoju przetrząsam dokładnie swoją kosmetyczkę – uff na szczęście jest; kredka oczywiście. Mam szansę na następnym suchym masażu czuć się trochę mniej goła.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (29)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?