Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog ks. Andrzeja Draguły

Mój komentarz do wszystkiego

blog ks. Andrzeja Draguły
14 kwietnia 2014

Weselne kuplety na liturgii?




Po śpiewającej zakonnicy przyszedł czas na śpiewającego księdza. Tym razem zupełnie inne byłomiejsce – kościół zamiast studia, inny „program” – Msza zamiast talent show, inny repertuar – cover Cohena z nowym tekstem zamiast przeboju Alicii Keys. I znów opinia katolicka podzieliła się na zwolenników i krytyków kapłana. Kwestia wydaje się z pozoru zbyt błaha, by zajmować się nią w Wielkim Tygodniu. Jest jednak poważniejsza niż się wydaje.

Trudno tutaj przedstawiać wszystkie argumenty stron. Krytycy podnosili, że Msza św. nie jest miejscem właściwym dla wokalnych popisów księdza, który włącza do liturgii – jakby nie było – świecką piosenkę, choć z pobożnym refrenem „Alleluja”. Argumenty przeciwników „wykonu” odwoływały się do racji teologicznych, liturgicznych, prawnych. Zwolennicy księdza podkreślali z kolei wymiar estetyczny, wspólnototwórczy, przeżyciowy. Wielu z nich chętnie powitałoby takie występy na każdej Mszy św., a już na pewno na własnej Mszy ślubnej. Niejeden deklarował wręcz, że dla „takiego” księdza gotów byłby chodzić do kościoła. Próbując zrozumieć argumenty jednych i drugich, szukałem kryteriów, które – być może – pomogą w zrozumieniu sedna konfliktu. Pomyślałem, że przydać się może koncepcja rytuału religijnego.

Rytuał religijny to – najogólniej – sekwencja mniej lub bardziej sformalizowanych czynności symbolicznych, które mają wywołać określone skutki w relacji do sacrum. Za Jeanem Maisonneuve’em można wyznaczyć trzy funkcje rytuału: ochronną, objawiającą i wspólnototwórczą. Ta pierwsza mówi o tym, że czynności rytualne pomagają panować nad czasem i przestrzenią, zmniejszając ich nieuchronność i zmienność. W skrajnej formie można ją nazwać „zaklinaniem rzeczywistości”. Taki rytuał pozwala czegoś uniknąć, coś osiągnąć, zapewnia skuteczne panowanie nad rzeczywistością. Druga funkcja mówi o tym, że rytuał pozwala na wejście w kontakt z sacrum, Bogiem, pozwala objawić się sakralności, przemówić bóstwu. Trzecia funkcja rytuału pozwala podtrzymywać jedność grupy, która wyznaje podobne wartości i ma podobne cele. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie trzy funkcje realizują się także we Mszy św. rozumianej jako rytuał. Z drugiej jednak strony funkcje te – w różnym stopniu – realizują się w innych działaniach rytualnych: religijnych i pozareligijnych. Już niedługo nasze kościoły zapełnią się ludźmi ze „święconką”, co jest typowym przejawem funkcji ochronnej. U źródeł istnieje bowiem przekonanie, że poświęcenie pokarmu przynosi błogosławieństwo, pomyślność. Tutaj też należy poszukiwać rytualnej popularności chrztu w społeczeństwie coraz mniej wierzącym – chrzest chroni. Jednocześnie współcześnie funkcję wspólnototwórczą doskonale realizują rytuały pozareligijne, jak np. mecze sportowe, które są okazją co celebracji wspólnych wartości – np. bycia Polakiem. Dlatego też – jak podkreślają niektórzy – liturgia „wyszła” z kościołów na ulicę, a jej funkcję tworzenia wspólnoty poprzez zbiorowe przeżycie przejęły zgromadzenia uliczne, marsze, pochody, demonstracje, parady.

Msza św. przeżywa w ostatnich kilkudziesięciu latach duże zmiany, jeśli chodzi o jej rytualny charakter. Msza trydencka – z jej podkreślaniem charakteru ofiarniczego – bardzo mocno wyrażała funkcję ochronną. Właśnie dlatego w jej słowniku dominowały takie pojęcia jak przebłaganie, ofiara, zadośćuczynienie itd. Msza posoborowa poszła w kierunku podkreślania wymiaru wspólnototwórczego, choćby przez to, że najczęściej bywa definiowana przez słowo uczta, zgromadzenie, dziękczynienie. Pewno u źródeł takiej zmiany była świadomość coraz większego dystansu kulturowego Mszy św. do współczesnej rzeczywistości, stąd konieczność „dostosowania”. Krytycy „nowej Mszy” podkreślają, że nie daje ona w sposób wystarczający doświadczenia sacrum, dla nich realizacji funkcji objawiającej jest niewystarczająca. Twierdzą, że „nowa Msza” pozwala na – czasami bardzo intensywny – kontakt między sobą, ale utrudnia, uniemożliwia, nie pozwala na kontakt z Bogiem. Twarze zgromadzonych skierowane są ku sobie, a nie ku Bogu. Krytycy „starej Mszy” zarzucali jej z kolei, że pomniejsza wymiar wspólnotowy, koncentrując się na realizacji funkcji objawiającej, stąd też akcentowanie w teologii posoborowej teologii zgromadzenia i dążenie – często do kompletnie teologicznie niepoprawnej – aktywizacji wiernych. Niestety, często ta teologia prowadziła do daleko idącej subiektywizacji sposobu przeżywania Mszy św., gdzie walory estetyczne, psychologiczne, socjologiczne stawały się ważniejsze od kryteriów teologicznych. Każdy rytuał jest określonym porządkiem (ordo), wobec którego wszystkie inne kryteria muszą być jednak podporządkowane.

Mam głębokie przekonanie – jako kapłan odprawiający "nową Mszę św" i jako teolog – że poprawnie odprawiana Msza św. w jej posoborowej formie zabezpiecza równowagę między trzema funkcjami rytuału. Żeby się tak jednak stało, potrzeba gruntowanej edukacji wiernych i samego kapłana oraz wiary w ryt (rytuał), który jako czynność symboliczna czyni to, co oznacza. Uważam za niebezpieczne eksperymentowanie przy Mszy św. podyktowane pragnieniem jej urozmaicenia, uatrakcyjnienia, formalnego wzbogacenia, które nie wynika z teologicznego rozumienia Mszy św., lecz jedynie z przekonania, że im oryginalniej tym lepiej. I nie przekonują mnie argumenty „z ilości” przychodzących, którzy – jak to się mówi – „głosują nogami”. Przypominam, że największą frekwencją cieszą się w kinie wcale nie najlepsze filmy. Trzeba też pamiętać, że atrakcyjność formalna ostatecznie powoduje nudę, gdyż odbiorca żąda coraz nowszych wrażeń. Któregoś dnia nam powiedzą: wczoraj ksiądz śpiewał, a co nam dzisiaj pokaże? Nowość liturgii to ani jej nowinkarstwo ani nowatorstwo.

Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że rytuał musi dać jego uczestnikowi także doświadczenie religijnego przeżycia. Owszem: im więcej w uczestnikach świadomości tego, w czym uczestniczą, tym mniejsza potrzeba emocjonalnych fajerwerków. Nie da się jednak zupełnie bez elementu przeżyciowego i bez emocji. Znamienne jest to, że często młodzi ludzie zarzucają Kościołowi i jego liturgii chłód i brak elementu przeżyciowego. Nie znajdując go w Kościele, szukają gdzie indziej. Zasadnym jest oczywiście pytanie, czy to właśnie ten element rytuału (także Mszy) powinien być dominujący i pierwszoplanowy. Jak widać, współczesny człowiek w dużej mierze szuka w rytuale religijnym (także Mszy św.) przede wszystkim realizacji funkcji wspólnototwórczej, a dopiero potem – kontaktu z sacrum czy też ocalenia, które daje religia. Niegdyś (i dzisiaj dla wielu) najważniejsza była funkcja kontaktu z sacrum, która warunkowała funkcję ochronną i społeczną: jest Bóg, a dzięki temu jesteśmy razem. Dzisiaj ten paradygmat bywa odwrócony: jesteśmy razem, a więc jest między nami Bóg. Stąd do „odczuwania” obecności Boga ludziom potrzebny jest bardziej subiektywny „entuzjazm” (en theu – w Bogu) niż obiektywny „porządek” (ordo). Niejeden ksiądz – niestety – ulega temu odwróconemu schematowi.

Na koniec należałoby wspomnieć jeszcze jeden argument – ewangelizacyjny. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji. Na nasze Msze – a już zwłaszcza na Msze ślubne – przychodzą ludzie będący na bardzo, bardzo różnym etapie drogi do Boga. I – co oczywiste – rodzi się „pokusa” ewangelizacji. Trzeba więc być atrakcyjnym, czyli pociągającym. Niektórzy znają zapewne legendę o początkach chrześcijaństwa na Rusi Kijowskiej. Książę Włodzimierz zdecydował się przyjąć wiarę z Bizancjum na podstawie relacji posłów: „Tym, co ich poruszyło, było właśnie samo misterium, które bardziej niż uczone dysputy objawiło im prawdę. […] Tym, co mogło zrobić wrażenie, był właśnie kompletny brak interesowności: sprawowano ją dla Boga, a nie dla widzów”. Pociągające dla nich było to, że liturgia ta objawiała Boga, a nie to, czy podobała się oglądającym. Piękno w religii jest bowiem kategorią teologiczną, a nie estetyczną, a „święte” nie musi być – i najczęściej nie jest – synonimem „tego, co się podoba”. Właśnie dlatego czym innym jest siostra śpiewająca w programie telewizyjnym, czym innym jakikolwiek „wykon” na Mszy św. Inne sytuacje, inne cele, inne środki. Właśnie dlatego – a mam w planie w najbliższych tygodniach kilka ślubów – kuplety mam zamiar śpiewać na weselu, ale nie na liturgii.


Polecamy książki ks. Andrzeja Draguły:



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2014-04-15 18:31:44 - Zb. Moskal

Panie Mecenasie. Po tak szczegółowym i przemyślanym komentarzu czas zwrócić uwagę (tylko i absolutnie mimochodem) na prawy dolny róg. Sam na to zwracam uwagę i jak tylko robota mi się "rozkręci" to nie tylko do zerkania się ograniczę. Wszedł Pan Mecenas, zresztą chyba już dawno, w krąg katolicyzmu otwartego, którego i ja jestem admiratorem. Przeczytałem z uwagą. Nieco wcześniej deklaruję "odchył" w kierunku racji x.Draguły dotyczących podejmowanego tematu. I - zastrzegam - nie dlatego, że studentka x. profesora jest mi bliską osobą. :-)) Panie Mecenasie, ale chyba nie ma w tekście bloga x.Draguły, jak sam autor zauważa powyżej, sformułowań o obrazie Majestatu? Nie mniej przeczytałem ten komentarz z dużym zainteresowaniem. Kurczę! Czy ja się przypadkiem obu Panom nie podlizuję? :-))


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (167)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?