Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Katarzyny Jabłońskiej

W stronę Słońca

blog Katarzyny Jabłońskiej
28 maja 2009

Z pamiętnika kuracjuszki – Dzień dziesiąty




To nie było konieczne. Mogłam sobie wycieczkę „trzy w jednym” (patrz – odc. „dzień czwarty”) podarować. Chociaż… Gdybym nie wybrała się na nią, nie poznałabym sympatycznego Pana, który w moim sanatorium odbywał rekonwalescencję po operacji zainstalowania bajpasów. Jak miło słuchać mężczyzny z ponad – jak sadzę – trzydziestoletnim stażem małżeńskim, który opowiadając o sprawach kompletnie nie związanych ze swoim małżeństwem, musi co jakiś czas wspomnieć o żonie, ponieważ stanowi ona integralną i piękną część jego życia.

Jeśli zaś chodzi o samą wycieczkę … no cóż, na jej niekorzyść wpływa już sam fakt, że statki lubię oglądać na zdjęciach, a w realu też bardzo, ale tylko wtedy, kiedy ja sama stoję na suchym lądzie. Choroba morska ujawnia się u mnie nawet wówczas, kiedy morze spokojne jak jezioro, a statek pływa jedynie po zatoce.

Muzyka na żywo to też raczej doświadczenie z natury tych zoologicznych. Dwaj oldboye wyśpiewujący szlagiery disco polo okraszone ich niewybrednymi komentarzami, w których rytm tańczą starsi panowie i panie z zupełniej innej bajki niż ta plastikowa muzyka. Całość to widok, mówiąc delikatnie, przygnębiający.

A kormorany? Były, całe ich kolonie usadowione na martwych drzewach – nieromantycznie zniszczonych odchodami tych ptaków o tak romantycznych konotacjach.

Pan przewodnik opowiadał ciekawie i był jowialnie sympatyczny. Pod koniec zachęcał do powtórzenia wycieczki – przy okazaniu biletu za 35 zł będzie można kupić kolejny za jedyne 15 zł. To rzeczywiście świetna okazja, kilkoro z uczestników wycieczki już podczas kolacji zaproponowało swoje bilety tym, którzy się na nią nie wybrali – promocyjne 35 zł to cena zbyt wysoka w sanatoryjnym budżecie niejednego kuracjusza-emeryta. W sumie więc nawet i ja jestem z wycieczki zadowolona, mój bilet ucieszył Panią M, a mnie tak ucieszyła jej radość, że zamiast polegując w pokoju leczyć złe samopoczucie, wybrałam się na długi wieczorny spacer nad morze. Ból głowy i spowodowana wycieczką „niestrawność” minęły jak ręką odjął. Wiadomo – morze bardzo wiele może.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2009-07-08 22:49:51 - Radek Wiś

Powyżej stanu morza 5 fale przestają robić wrażenie a na chorobę morską najlepsza rada starych wilków - najeść się i czekać co nadejdzie a nadchodzi to samo co zawsze, ale potem przechodzi i jest dobrze.


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (29)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?