Komentarze
blog Ewy Kiedio
Tuż obok
27 lipca 2009
Kolorowe miasto – hej, wesołe miasteczko
Warszawski kościół Wizytek obrósł w rusztowania, a przez moją myśl w związku z tym przejechał pazur niepokoju. Czy to, co się wyłoni spod tych konstrukcji po zakończeniu prac, tak być może potrzebnych (bo czas, bo tynki, a wilgoć w ataku), nie rozciągnie się po horyzoncie niczym kaftanik o kolorystyce co krzykliwszych obrazów Zofii Stryjeńskiej? Taka przygoda spotkała już staromiejski kościół jezuitów, który udoskonalony renowacją rozlewa się nad ulicą Świętojańską, przypominając ślubny torcik wybrany z gamy specjałów przez dziewczę lubujące się w różowych gołębiach.
Podobno jednak umaszczenie wizytek ma być dobrane według obrazu Canaletta. (Czyżby jezuitów malarz omijał szerokim łukiem? Nie udało mi się przy pomocy jego dzieł sprawdzić, czy XVIII-wieczni autorzy barw kościoła ze Świętojańskiej również mylili swój fach z cukiernictwem). Obietnica, jaką niósł ze sobą tytuł artykułu z „Życia Warszawy” – „Wizytki w kolorze Canaletta”, rodzi pytanie, czy przywrócona zostanie także cała mroczność obejścia. Ależ nie jest to złośliwość! Wystarczy rzut oka na płótno mistrza, aby zobaczyć, że nie bez podstaw pantadeuszowski hrabia tęsknił za włoskim niebem. Polskie sklepienie rzeczywistości wyglądało wówczas na notoryczny stan przedburzowy, chyba że w swym wyrafinowaniu Bernardo Bellotto postanowił zakpić z przyznawanego mu określenia realisty.
Nie chodzi jednak o rozważania nad zmianami klimatycznymi i procesami starzenia się dzieł sztuki, które można obwiniać o modyfikację odcieni. Fascynuje mnie wpływ koloru i jakości ikonografii na nasze wyobrażenie o tym, co stanowiło nurt życia 100, 200, 300 lat temu (nie zatrzymujmy się na tych akurat wielokrotnościach). Czy ludzi średniowiecza nie wyobrażamy sobie z jakością malarską raczej niż fotograficzną? A czasy od oświecenia do powiedzmy pozytywizmu w jesiennych barwach z obrazów rzeczonego Canaletta? To złudzenie na temat przeszłości gruntuje w nas zresztą kolorystyka takich filmów jak np. „Lalka” z Jerzym Kamasem, wymuszona zapewne jakością taśmy.
Przykładu, który bodaj najostrzej pokazuje tę relację między barwą a wyobraźnią, dostarczają kolorowe fotografie z czasów, które zawsze oglądaliśmy na zdjęciach czarno-białych. Proponuję takie doświadczenie przećwiczyć na sobie. Do dyspozycji mamy np. zdjęcia pioniera barwnej fotografii, Siergieja Prokudina-Gorskiego, dokumentujące życie imperium rosyjskiego około 1909 roku. „To kadry z jakiegoś filmu kostiumowego” – tak brzmi typowa reakcja. Tylko, że... próżno szukać w filmach o tamtej epoce tęczowego roziskrzenia sukienek pozujących do zdjęcia dziewcząt.
To nostalgia, natomiast innego typu doznań dostarcza przegląd zdjęć z warszawskiego getta zrobionych przez niemieckiego fotografa Hugo Jaegera (aby je obejrzeć, wpiszmy w wyszukiwarce Google hasło „warsaw source:life”). Ostrzegam tylko, że jest to stanięcie przed czymś wyzywająco domagającym się porzucenia neutralności i chłodnego emocjonalnego dystansu, bo zdjęta została zasłona nierealnej czerni-bieli.
Polecamy książkę Ewy Kiedio:
Ewa Kiedio poleca:
Komentarze:
Komentarze niepołączone z portalem Facebook
Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.