Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do archiwum

blog Ewy Karabin

Okruchy dnia

blog Ewy Karabin
17 sierpnia 2009

Kto tu jest najważniejszy




Lubię spędzać święta na wsi. Częściowo dlatego, że nieodparcie przypominają mi dzieciństwo, gdy wszystko było niezwykłe, wspaniałe, a świat dobry i harmonijny. Kto z nas nie chciałby choć przez chwilę znowu być dzieckiem? Ale tutaj chodzi też o coś więcej, w sposobie, w jaki na wsi obchodzi się święta kościelne jest coś pierwotnego, więź z naturą, z ziemią, z cyklem życia. Ta wielokrotnie wyśmiewana za swój pusty rytualizm ludowa pobożność trzyma się nieźle i choć jej formy ewoluują, nadal odgrywa ważną rolę w życiu mieszkających tam ludzi.

15 sierpnia, święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny to w moim dekanacie wielka uroczystość. 6 km od mojej wsi znajduje się sanktuarium Maryjne, gdzie w tym dniu hucznie obchodzi się uroczystość ku czci patronki. I tam właśnie od kilkudziesięciu lat pielgrzymują wierni z okolicznych parafii. Na pielgrzymkę pieszą decydują się nieliczni (co wydało mi się zaskakujące, bo ten kilkukilometrowy spacer wśród łąk i pól daje naprawdę dużą frajdę i nie jest zbyt wielkim wysiłkiem), ale za to samochodami oblepione są wszystkie pobocza polnych dróg w promieniu 500 m od kościoła. Cóż, znak czasów. Z roku na rok obserwuję też, jak zmienia się ranga tego święta. Jeszcze kilka lat temu panie przyjeżdżały na mszę w strojach niemalże balowych, haftowanych srebrem i złotem, z trenem ciągnącym się po trawie. Taki ubiór wzbudzał uśmiech, ale czy nie pokazywał jednocześnie, jak wysoko w hierarchii wartości stoi ta Maryjna uroczystość w malutkim sanktuarium zagubionym wśród pól? Dziś rzadko można już spotkać taki przepych, ale elegancja jest normą. Na wsi strój nadal podkreśla status społeczny i finansowy, więc średnie i starsze pokolenie doskonale wie, co i kiedy wypada na siebie włożyć, tylko moda młodzieżowa uległa unifikacji i z reguły jest niezależnie od okazji tak samo banalna.

O dziwo, na uroczystości odpustowe przyjechało naprawdę dużo ludzi młodych. Spotkałam wielopokoleniowe rodziny, które z dumą prowadziły swój przychówek przed cudowny obraz Matki Boskiej. Widziałam młode małżeństwa, które padały na kolana przed ołtarzem. Religijność ludowa nie opiera się tylko na zawodzących staruszkach, jak niekiedy z pobłażliwością stwierdzają intelektualiści. Jej tętno bije młodą krwią.

W tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu. Naszą skromną uroczystość zaszczycił swoją obecnością lokalny biskup. I niestety nie dało się nie odczuć, jak wielki jest to dla nas zaszczyt. Na samym początku mszy, zaraz po znaku krzyża, do Jego Ekscelencji podeszła uroczyście para mieszana z wielkim naręczem kwiatów i zaczęła wygłaszać mowę dziękczynną na temat naszej radości z powodu biskupiej wizyty. Ochom i achom nie było końca i doprawdy nie mogłam pojąć, dlaczego cała ta szopka odbywać się musi na samym początku Eucharystii, dając (podejrzewam, że zupełnie niezależnie od intencji organizatorów) wyraźny sygnał, co jest w tej całej uroczystości najważniejsze. Ksiądz biskup łaskawie kwiaty przyjął i beztrosko odłożył na ołtarz, gdzie przeleżały prawie całą mszę zaraz obok mszału, swoją jaskrawoczerwoną barwą z daleka wyróżniając się na bieli ołtarza. Nie wszystko w pobożności ludowej mnie zachwyca, owa nadęta ceremonialność i czołobitność to ta część naszej tradycji, z której nie jestem dumna. Cieszyła mnie obecność naszego pasterza, ale czy nie ma czegoś niepokojącego w tym, że dziękujemy w pokłonach biskupowi za to, że wraz z wiernymi własnej diecezji bierze udział w ofierze mszy św.?



Ewa Karabin poleca:

Dywiz - pismo katolaickie


Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (58)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?