Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do bloga

blog ogólny

Mimo wszystko

blog ogólny
24 października 2010
Ewa Kiedio

Wspólnota dziwnych i pokrzywionych




„Podobało się Bogu uświęcić i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wykluczeniem wszelkiej wzajemnej między nimi więzi, lecz uczynić z nich lud (wspólnotę)” (Lumen gentium, 9)

Wspólnota, ludzie z ich rozdarciami, przez które na wierzch wychodzą najbardziej niepokojące i kłopotliwe fakty; ludzie z ich wzlotami, gdy przez chwilę bywają tak podobni do Stwórcy... Tak pojęty Kościół zajmuje mnie znacznie bardziej niż jego wymiar instytucjonalny, potrzebny wprawdzie każdej większej grupie, aby się zorganizować i funkcjonować, niestanowiący jednak jego sedna.

Chcę kochać Kościół, bo takie przykazanie usłyszałam: „Miłujcie się wzajemnie, tak jak ja was umiłowałem” (J 13,34). Jesteśmy na tyle pokrzywieni, dziwni, przykrzy i niewrażliwi, aby się nienawidzić lub patrzeć na siebie obojętnie; aby starać się nawzajem o sobie zapomnieć, uciec przed niechybnymi zranieniami i szukać złudnej pociechy w samotności. Jesteśmy jednocześnie tak zdeformowani przez coś tajemniczego, co nazwano „grzechem”, karkołomnie dziwaczni i skryci za pancerzem złośliwości, że jedynym, co może nas uratować, jest dążenie do budowania relacji i wzajemnego porozumienia – wspólnoty.

Wobec powyższego pakietu cech to niemożliwe – a jednak czasem się udaje... Podobno Bóg daje nam łaskę i chyba jej tylko można to przypisywać. Daje łaskę oraz sakramenty – jej widzialne znaki, które dla mnie są nazbyt enigmatyczne, by o nich pisać. Wierzę jednak w ich moc i, jak sądzę, było mi dane jej doświadczać.

Przez lata mojej bliskiej współpracy z księżmi w Ruchu Światło-Życie dochodziło do licznych nieporozumień i wzajemnych cichych oskarżeń, które nawarstwiając się, przeradzały najmniejsze tarcia w poważny konflikt. Jak w rodzinie. Czy byłby to powód do rezygnacji z dalszego wysiłku, impuls do postawienia się poza Kościołem? Emocjonalnie – tak. Ostatecznie jednak rozmawialiśmy, prostowaliśmy swoje sądy o sobie nawzajem, działaliśmy dalej, bardziej świadomi swoich słabości.

Podobnie zresztą przyczyną zrażenia się do Kościoła mogłyby być sytuacje, gdy rani mnie mąż, który też jest tego Kościoła członkiem i reprezentantem; to, że szarpią mi nerwy i sprawiają ból przyjaciele, którzy także są częścią Kościoła; to, że samej sobie mam może najwięcej do zarzucenia i że ten fragment Kościoła, którym jestem, bywa wyjątkowo frustrujący. Próbuję jednak kochać nas-Kościół. Nie tylko dlatego, że poza tymi mrocznymi momentami jesteśmy piękni i za kaleką fasadą majaczy gdzieś twarz na Boże podobieństwo. Najbardziej mobilizuje mnie to, że jak zapewniają Pismo Święte i liczne inne przekazy, Bóg kocha człowieka w jego słabości. Więc ja także tej trudnej miłości do innego człowieka i do siebie – a więc do Kościoła – chcę się uczyć.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2012-04-27 20:21:22 - mieczysław

Ciekawy pomysł jestem


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (11)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?