Komentarze

wróć do menu komentarzy

wróć do bloga

blog Katarzyny Jabłońskiej

W stronę Słońca

blog Katarzyny Jabłońskiej
14 maja 2009

Z pamiętnika kuracjuszki – Dzień ósmy




Zaaresztowana – taka jest do pewnego stopnia moja sytuacja tutaj. Nie tylko moja, wszystkich kuracjuszy. W ciągu dnia mogę sama decydować, co i kiedy, oczywiście poza terminarzem zabiegów i posiłków, jeśli się spóźnię – przepadają.

Punktualnie o 10 wieczór drzwi wejściowe budynku sanatorium zamykane są na klucz i trwa to do 6 rano. Okazuje się również, że i ja muszę w tym czasie przebywać w budynku. Odkryłam to, kiedy któregoś dnia zamierzałam wybrać się na wieczorny spektakl plenerowy do oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów miasta, w którym odbywał się właśnie festiwal teatralny. Los wydawał się mi sprzyjać, bo następnego dnia zabiegi miałam później niż zwykle, spokojnie zdążyłabym więc na nie wrócić. Noc planowałam spędzić u przyjaciółki. Niestety, nie zobaczyłam sławnej inscenizacji Klątwy Wyspiańskiego.

W regulaminie uzdrowiska stoi wyraźnie: „Zabrania się przebywania Kuracjusza poza sanatorium i szpitalem uzdrowiskowym po godz. 22.00. W wyjątkowych przypadkach może to nastąpić tylko za pisemną zgodą lekarza prowadzącego lub dyżurnego. W trakcie turnusu mogą być wystawione przepustki na czas maksymalnie do 12 godz. Powyżej 12 godz. może być wystawiona przepustka wyłącznie w udokumentowanych przypadkach losowych.” W tym samym punkcie znajduje się inne jeszcze pouczenie: „W godz. 22.00 do 7.00 i od 14.00 do 16.00 w sanatorium i szpitalu uzdrowiskowym obowiązuje bezwzględna cisza”.

Każdego dnia w okolicach 10 wieczór rozlega się pukanie do drzwi – to mająca nocny dyżur pielęgniarka odbywa tzw. obchód.

Opuszczając budynek nie mogę nie przejść obok recepcji, gdzie powinnam przy każdym wyjściu zostawić klucz od pokoju. Nie krytykuję, jedynie opisuję. Mogę zaprosić do pokoju gości, ale przed 10 wieczór muszą opuścić budynek.

Była za pięć 10 w piątek, kiedy odprowadzałam przyjaciółkę, która przyjechała do mnie w odwiedziny na weekend. Wynajęła pokoik w hoteliku vis a vis mojego sanatorium. Ona mogła wracać, kiedy chciała, świadome jednak panujących w moim domu zasad, przerwałyśmy ważną rozmowę. Ale drzwi wejściowe już i tak były zamknięte i nikogo w recepcji. Zaraz pojawiła się z kluczem pielęgniarka pełniąca nocny dyżur.

– Za chwilkę wrócę – uśmiechnęłam się do siostry – konstatując równocześnie w duchu że to jednak dosyć zabawne, żeby tłumaczyć się komuś obcemu, że na chwilę wychodzę. Ale opowiadałam się dalej jak dziecko: odprowadzę tylko przyjaciółkę do tego – tu wskazałam na budynek widoczny w oknie – hoteliku.

– Znajoma może iść – odparła pielęgniarka – ale pani nigdzie nie pójdzie.

Nie poszłam.



Komentarze:



Komentarze niepołączone z portalem Facebook

2009-05-27 12:32:16 - KaJa

Zabójcza?Przeciwnie!Jedną z najbardziej leczących zalet sanatorium jest to, że kuracjusz jest wręcz zobowiązany przez całe trzy tygodnie troszczyć sie o siebie. Sanatorium to równiez świetny punkt obserwacyjny;). A jesli jest nad morzem - daje zasmakować życia kontemplacyjnego.Bo morze naprawdę duzo moze.


2009-05-26 12:18:53 - Pchełka

Czy kuracja okazała się zabójcza? Czy się znudziła? Czy urok kurortów to fałszywa legenda? Życzę zdrowia!


Komentarz pojawi się po zaakceptowaniu przez moderatora.

archiwum (29)

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?