Czytelnia

Benedykt XVI

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Jedną nogą przed soborem , „Gazeta Wyborcza”, 22 listopada 2008.

Teza tekstu Tadeusza Bartosia („Kościół przedsoborowy powraca”, „Gazeta Świąteczna” 8-9 listopada) jest jasna: papież Benedykt chce przywrócić tzw. liturgię trydencką. Na potwierdzenie tezy autor przytacza przykłady świadczące o zapowiedzianym powrocie: przyjmowanie komunii na kolanach podczas mszy papieskich, pragnienie, by w każdej parafii sprawowano liturgię w starym rycie, powrót do języka łacińskiego przy słowach konsekracji. I choć są to pragnienia wyrażone nie tyle wprost przez papieża, ile bardziej przez jego otoczenie (mistrza ceremonii papieskich ks. Guido Mariniego i przewodniczącego Papieskiej Komisji „Ecclesia Dei” kard. Dario Hoyosa), to w rozumieniu autora nie byłoby ich zapewne bez papieskiej inspiracji czy też przyzwolenia.

Powrót do przeszłości?

Autor zdaje się sugerować, iż w najbliższej przyszłości stary ryt zastąpi znaną nam współcześnie liturgię. Miałaby to być praktyczna realizacja zapowiadanej przez Ratzingera-Benedykta „reformy reformy”, która jest konsekwencją krytycznego stosunku do zmian posoborowych będących - w rozumieniu Benedykta XVI - zerwaniem ciągłości liturgiczno-historycznej. Bartoś zdaje się sugerować, iż - w dużym skrócie - papież jest zwolennikiem starego rytu, a przeciwnikiem nowego. A skoro oba ryty - jak słusznie zauważa Bartoś - odpowiadają dwóm różnym wizjom Kościoła, papieżowi bliższy jest Kościół sprzed Soboru Watykańskiego II. Takie wnioskowanie byłoby logiczne pod jednym wszak warunkiem, że prawdziwe byłyby wstępne przesłanki - owa teologiczna niechęć do nowej liturgii przy jednoczesnym akcentowaniu wyższości starej. Benedyktowa wizja nie jest jednak aż tak czarno-biała, jak zdaje się to sugerować Bartoś. Jest o wiele bardziej skomplikowana i zniuansowana. By się o tym przekonać, wystarczy uważna lektura Motu Proprio (listu apostolskiego o mocy dekretu) Summorum pontificium i dołączonego do niego listu do biskupów.

Przede wszystkim trzeba przypomnieć, iż tzw. nowa liturgia pozostaje - jak pisze Benedykt - jej zwyczajną formą i zachowuje absolutne pierwszeństwo w życiu parafialnym. Stara liturgia pozostaje forma nadzwyczajną. Po wtóre, widać u papieża wyraźne dążenie do postrzegania obu form tego samego rytu w perspektywie ciągłości i uzupełnienia, a nie opozycji. W liście do biskupów Benedykt przestrzega: „Zbędnym jest dodawać, że by doświadczyć pełnej jedności, kapłani wspólnot przywiązanych do starszej formy nie mogą z zasady wykluczać odprawiania liturgii zgodnie z nowymi księgami. Całkowite wykluczenie nowego rytu nie byłoby zgodne z rozpoznaniem jego jako cennego i świętego”. Nie ma więc liturgicznego powrotu do stanu sprzed soboru i zanegowania jego reform. Nowa msza jest zwyczajną formą liturgii i - podkreśla papież - taką pozostanie.

Liturgiczny złoty środek

Stosunek papieża do liturgii posoborowej nie jest jednak - jak słusznie zauważa Bartoś - zupełnie bezkrytyczny. Przedmiotem tej krytyki nie jest jednak sama idea reformy, co raczej jej kształt, a dokładniej błędy, które pojawiły się w trakcie jej realizacji. W liście do biskupów Benedykt przypomina, iż podczas wprowadzania Mszału Pawła VI „w wielu miejscach odprawiano liturgię, nie stosując się do wskazań nowego Mszału, które rozumiano wyłącznie jako przyzwolenie na kreatywność liturgiczną - a nawet jako wymaganie takowej. To często prowadziło do trudnych do zniesienia deformacji liturgii. Mówię o tym z doświadczenia, ja sam bowiem żyłem w tym okresie, w którym obok nadziei pojawił się zamęt. Widziałem, jak całkowicie dowolne zniekształcenia powodowały głęboki ból jednostek głęboko zakorzenionych w wierze świętego Kościoła”.

Suponowanie, iż Benedykt XVI wewnętrznie nie akceptuje nowego Mszału (co wydaje się wyjściem wygodnym nie tylko dla tradycjonalistów - zwolenników Benedykta, lecz także dla liberałów - jego krytyków), jest moim zdaniem interpretacyjnym nadużyciem. Papieżowi o wiele bliższa jest liturgiczna via media, droga złotego środka, stąd przekonanie, iż „obie formy rytu rzymskiego mogą się przecież wzajemnie ubogacać”. I - podkreślmy - powinno to być ubogacanie obustronne, wzajemne przenikanie się rytów i ich teologii. Papież proponuje na przykład, aby niektóre z nowych prefacji uwzględnić w starym Mszale. Z drugiej strony poleca, aby Komisja Ecclesia Dei zbadała możliwości wykorzystania w nowym Mszale niektórych starych praktyk (usus antiquor). Benedykt uważa, iż celebracjom sprawowanym według nowego Mszału często brakuje wymiaru sacrum. I wcale nie chodzi tutaj o wytwarzanie specjalnej aury tajemniczości, której brak naszym celebracjom. Trzeba pamiętać, iż Benedykt (tak jak niegdyś Jan Paweł II) kształtuje życie liturgiczne Kościoła także na podstawie własnych doświadczeń. Wiemy, iż na Zachodzie Europy reforma liturgiczna nałożyła się na ruchy społeczne lat 60., co doprowadziło w wielu miejscach do eksperymentów o charakterze społeczno-liturgicznym, które daleko wykraczały poza teologię katolicką i tradycję liturgiczną. Ma rację Bartoś, gdy pisze, iż osiągnięciem soboru było skierowanie wzroku ku bliźniemu. Jednocześnie jednak - zgodnie z prawem wahadła - zamiast zrównoważonej obecności obu spojrzeń - ku Bogu i ku człowiekowi - dochodziło do zastąpienia jednego spojrzenia drugim.

W Kościele polskim bez zmian

Niewielka popularność tendencji tradycjonalistycznych w dziedzinie liturgii w polskim Kościele jest pod tym względem symptomatyczna. Reforma liturgiczna nie miała u nas wymiaru zerwania, ale płynnej kontynuacji, co w dużej mierze uchroniło nas i od liturgicznych eksperymentów, i od resentymentów. W wielu wymiarach do tej reformy nawet nie doszło i w pewnym sensie nowe znaki liturgiczne wyrażały prawie nienaruszoną teologiczną optykę przedsoborową. Niech przykładem będzie chociażby niedostateczne zrozumienie teologii Eucharystii jako ofiary i uczty, a w konsekwencji odrywanie komunii od mszy św. Trudno się w Polsce przebić z takimi soborowymi „nowinkami” jak choćby udzielanie komunii z danej Eucharystii. W wielu miejscach Polski wciąż żywe jest przekonanie, iż wystarczy wyspowiadać się „raz do roku koło Wielkanocy”, a następnie „wykomunikować”. I tak znów za rok. Trudno to nazwać praktyką posoborową.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Benedykt XVI

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?