Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Jerzy Sosnowski, Alergia antyprorocka, WIĘŹ 2007 nr 3.

Geniusz bowiem — podkreślić to należy jeszcze raz — nie jest Mickiewiczem samym, ale pomnikiem Mickiewicza. Jest tym, co z Mickiewiczem zrobiła zbiorowa pamięć. A zrobiła sobie z niego narodowe alibi, czyli — jak byśmy dziś to określili — narodowy gadżet, obiekt kultu tak wzniosłego, że aż (to bardzo dla Wyspiańskiego charakterystyczne przejście) pozbawionego związku z realnym życiem. Rzetelnym spadkobiercą Mickiewicza będzie ktoś, kto odnajdzie w sobie mickiewiczowską odwagę zerwania ze swymi nauczycielami, więc z Mickiewiczem przede wszystkim. Dlatego we względnie optymistycznym epilogu do „Wyzwolenia” Wyspiański obieca, że kiedyś Konrad zostanie wyzwolony z teatru, gdzie zamknęli go oczekujący konwencjonalnego spektaklu widzowie, i wyleci stamtąd jako ten WASZ czterdziesty czwarty — w naród wołając: Więzy rwij!!! „Czterdzieści i cztery” jako imię tego, kto obali wreszcie pomnik Mickiewicza — taka byłaby pozornie paradoksalna wykładnia dramatu.

Rozpisuję się o nim, ponieważ widać tu dobrze problem, jaki u progu dwudziestego stulecia zaczęliśmy mieć z naszymi prorokami. Wbrew pozorom, poszukiwanym przejawem alergii antyprorockiej nie jest wcale bunt, wszczęty przez autora sztuki. Ten bunt to właśnie próba dotarcia do żywej treści proroctwa! Zanotowanym przez Wyspiańskiego skutkiem mechanizmu alergicznego jest zgoła co innego: monumentalizacja Wieszcza. Wyspiański jako jeden z pierwszych twórców nowożytnej kultury polskiej zauważył, że prorok zostaje obezwładniony, gdy się go winduje na cokół. Nie uchroniło go to zresztą przed tym samym losem: gdyby jego oddziaływanie na narodową wspólnotę było skuteczne, nie musiałby po nim zjawiać się Gombrowicz, proponujący w gruncie rzeczy podobną (a jedynie brutalniejszą) terapię. I o Gombrowiczu zresztą na początku lat dziewięćdziesiątych usłyszałem w wiadomościach telewizyjnych, że był wieszczem. Monumentalizacja proroków i widzenie w tradycji rytuału do odprawienia, nie zaś wezwania do czynu, wydaje się niestety trwałym odruchem naszej współczesnej narodowej zbiorowości.

Tejrezjasz czy Izajasz

Żeby zrozumieć, na czym dokładnie polega niszczący charakter zawleczenia proroka na pomnik, trzeba cofnąć się, bagatela, o kilka tysięcy lat: w czasy, gdy kształtowały się i różnicowały pojęcia, jakie tu zostały przywołane. Mam na myśli słowa „prorok” i „wieszcz”.

Jakkolwiek pojęcia „proroctwa” i „wieszczby” bywają używane wymiennie, od samego początku daje się zobaczyć różnicę, która w końcu zadecydowała o ustabilizowaniu się dwóch odrębnych znaczeń, dwóch odrębnych funkcji i sposobów tłumaczenia zdarzeń. Wieszcz pojawia się mianowicie w kulturze, w której dominuje przeświadczenie o determinizmie losów, prorok zaś — w kulturze, w której przyszłe losy dają się jeszcze kształtować. W tym sensie modelowym wieszczkiem jest Tejrezjasz, gdy tłumaczy Edypowi, a wkrótce również Kreonowi, że zagłada ich rodu jest postanowiona. Choć do ostatecznego wypełnienia się wyroków jeszcze czegoś brakuje, nie ma sposobu, aby odwrócić bieg wydarzeń. Przeciwnie — cała historia Edypa jest, jak wiadomo, opowieścią o tym, że chęć wymknięcia się przepowiedni właśnie do jej spełnienia prowadzi.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?