Czytelnia

Kościół w Polsce

Sławomir Sowiński

Poniższy tekst jest odpowiedzią na artykuł Jakuba Pakulskiego Kościół sam sobie szkodzi , będący polemiką z tekstem Sławomira Sowińskiego Kościelna wieża w nowoczesnym mieście.

Sławomir Sowiński

Apolityczność z wyboru

Z zainteresowaniem i satysfakcją przeczytałem polemikę, jaką w nawiązaniu do mojego tekstu Kościelna wieża w nowoczesnym mieście przesłał Jakub Pakulski. W dobie powszechnie używanych internetowych blogów i portali społecznościowych ten tradycyjny rodzaj dyskusji — podobnie jak sztuka epistolarna — staje się bowiem coraz bardziej wyszukanym i już z tego powodu daje recenzowanemu autorowi niemało satysfakcji. Cieszy mnie także bardzo fakt, że po WIĘŹ sięgają ludzie młodzi i wciąż trafia ona pod nowe strzechy, także te nieco bardziej odległe od jej geograficznego i duchowego genius loci.

Doceniając i podkreślając to wszystko, pozwolę sobie jednak nie zgodzić się z głównym zarzutem mojego polemisty. Nie uważam bowiem, że uznanie publicznego charakteru religii jest w dziś Polsce sprawą oczywistą, a problem z tym związany jest pozorny. Odwrotnie, przekonany jestem — i temu właśnie poświęciłem swój tekst — że tu właśnie tkwi istotne źródło naszych sporów o Kościół i religię. Uznanie zaś nie prywatnego i nie politycznego, ale właśnie publicznego charakteru religii otworzyć może drogę do dialogu między wierzącą a niewierzącą częścią społeczeństwa.

Nie są bowiem pozornymi ani zacytowane przeze mnie w tekście poglądy wpływowych autorytetów, ani postulaty dużej partii opozycyjnej, by lekcje religii usunąć ze szkoły publicznej, ani fakt powtarzania przez wielu polityków i dziennikarzy, że w Polsce istnieje konstytucyjny rozdział Kościoła od państwa. Wszystko to są, moim zdaniem, przejawy — świadomej lub nie — prywatyzacji religii, które oddziałują także na szerszą opinię publiczną. Z drugiej strony — o czym mojego szanownego polemisty nie muszę zapewne przekonywać — nie są też pozorne przypadki polityzacji religii, co także narusza granicę publicznego statusu Kościoła.

I niejako przy okazji — bardzo ważne rozróżnienie. Jako politolog nie zgodzę się z przekonaniami — relacjonowanymi nie tylko przez pana Pakulskiego — że prawo publicznej wolności Kościoła jest czy też powinno w pewien sposób być uzależnione od jego politycznej powściągliwości, a Kościół rozpolitykowany można w tym zakresie jakoś limitować. Dotykamy tu bowiem samych pryncypiów liberalnej demokracji. W państwie prawa jedynym powodem ograniczania czyjeś wolności może być łamanie przepisów prawa, a liberalna demokracja nie zna, znać nie może i poznać nigdy nie powinna żadnego przepisu limitującego jakiekolwiek prawa polityczne duchownych. Inaczej przestałaby być liberalną.

Nie zgadzam się również z — pojawiającym się zwykle w takim momencie — argumentem, że rzecz nie w prawie, lecz w dobrze rozumianym interesie samej religii i samego Kościoła. Już bowiem klasyk myśli liberalnej John Stuart Mill podkreślał, że nie wolno ograniczać czyjejś wolności, argumentując to tylko dobrem zainteresowanego. Powodem ograniczania wolności w liberalnej demokracji może być tylko naruszanie wolności drugiego.

Innymi słowy, polityczna powściągliwość i apolityczność Kościoła (których sam jestem gorącym zwolennikiem) nie może być narzucana ani narzucona z zewnątrz. Jest ona, czy też może być, jedynie własnym wyborem Kościoła — trudnym, wewnętrznym, fundamentalnym, który codziennie na nowo trzeba potwierdzać.

Kończąc, życzę panu Jakubowi dalszych intelektualnych przygód i więzi z WIĘZIĄ oraz jej tekstami.

Sławomir Sowiński

1

Kościół w Polsce

Sławomir Sowiński

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?