Czytelnia
Bardziej z bliska Z matką Jolantą Olech, przełożoną generalną urszulanek szarych, rozmawiają Katarzyna Jabłońska i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2004 nr 6.
Generalnie jednak w świadomości Polaków brakuje wizji zakonnicy: kim ona jest, czemu czy raczej komu ma służyć. Jak sprawić, żeby ta wizja była? Nie mam na to recepty. Pewnie same siostry powinny być bardziej obecne w różnych dziedzinach życia. Może częściej pokazywać, czym naprawdę jest ich życie? Nie wiem...
– A kim właściwie jest zakonnica? Jak by to Matka powiedziała, nie używając wzniosłego języka dokumentów kościelnych?
– Nie można mówić o życiu zakonnym w oderwaniu od perspektywy wiary. Jest ono wtedy kompletnie niezrozumiałe. Osoby konsekrowane to – tak to sobie próbuję najkrócej określić - ludzie, którzy idą za Chrystusem b a r d z i e j z bliska. Wszyscy za Nim idziemy, ale akurat osoby konsekrowane to ci, którzy idą bardziej z bliska, pozostawiając wszystko inne, podporządkowując Mu w s z y s t k o i trzymając się Jego tuniki. Tak jak ci z Ewangelii, którzy zostawili własne domy, po to, żeby być z Nim – codziennie, by Jemu podporządkować całe swoje życie i być do Jego dyspozycji. Tutaj upatruję najgłębszy sens życia konsekrowanego.
Drugi wymiar to radykalizm. To znaczy nie tylko zostawić wszystko: własny dom, projekty życiowe, życie rodzinne… Trzeba każdego dnia, ciągle na nowo podporządkować Jemu samemu swe życie – we wszystkich wymiarach, od najprostszych poczynając – i to w sposób całkowity i bezwarunkowy. Pragnąć, aby Jego wola realizowała się w moim życiu. To jest oczywiście ideał, który przyjmujemy za własny, a przez całe życie jesteśmy w drodze ku jego realizacji...
Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteśmy lepsi, że to my żyjemy prawami ewangelicznymi, a wy nie. Podejmujemy jedynie Chrystusowe wezwanie do życia bardziej radykalnego. Próbujemy w ten sposób świadczyć o Panu Bogu i Jego prawie do życia ludzkiego.
Zdaję sobie sprawę, że to też nie są popularne słowa, które by kogoś przekonywały. Najważniejszym słowem pozostaje tajemnica wybrania, tajemnica powołania. Każdego powołania…
– Nie mówi Matka o życiu zakonnym jako o stanie doskonałości?
– To akurat stwierdzenie narobiło dużo zamieszania, ponieważ nie było właściwie rozumiane. Automatycznie rozumie się je tak, że zakonnicy to ci, którzy postanowili być lepsi od przeciętnych chrześcijan. A nie o to chodzi. Nie jesteśmy doskonali.
Jesteśmy w zakonach ludźmi jak wszyscy, z talentami i brakami, z zaletami i wadami – grzesznicy jak każdy, tylko może częściej martwimy się o to, żeby się nawrócić… Pewnie, że naszym ideałem, jak każdego świadomego chrześcijanina, jest osiągać w stopniu możliwie wysokim to, co jest sensem życia każdego wyznawcy Chrystusa: bądźcie doskonali, jak Ojciec wasz… Chodzi jednak o taką doskonałość, którą określamy jako świętość. Mówiąc o specyfice zakonnej świętości – np. w popularnej teologii życia konsekrowanego, którą może kiedyś napiszę – szłabym tropem słów: „bardziej z bliska” czy „nade wszystko”. Bo one pokazują, że wszyscy idą w tym samym kierunku, ale droga zakonna jest troszeczkę węższa.
Oczywiście, nie jest tak, że wraz ze złożeniem ślubów stajemy się tacy, jacy powinniśmy być. To jest długa i niełatwa droga, walka i wysiłek całego życia. Wielu z nas w czasie tej drogi przechodzi różne etapy, czasem odpada, czasem upada, najczęściej się podnosi, a czasem się nie podnosi. Sytuacji jest tyle, ile ludzi. Niewątpliwie niezbędna jest tu jasna wizja własnego życia, dorastania do mądrej i słusznej autonomii, umiejętności dobierania właściwych dróg i metod, aby nie ustać w drodze, nie pogubić się, nie zmarnować codziennych łask i szans.