Czytelnia

Kobieta

Bardziej z bliska Z matką Jolantą Olech, przełożoną generalną urszulanek szarych, rozmawiają Katarzyna Jabłońska i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2004 nr 6.

Dziewczyny, które dawniej – chcąc poświęcić się pracy pielęgniarskiej czy pedagogicznej – trafiały do klasztorów, obecnie mogą równie dobrze robić to samo w życiu świeckim. To chyba jedna z przyczyn tego stanu rzeczy?

– Na pewno tak. To jeden z powodów, dla których – w moim odczuciu – czynne zakony żeńskie przechodzą obecnie przez trudny okres. Możliwości służby Bogu są dziś dla kobiet bardzo szerokie, od indywidualnego zaangażowania, poprzez różnego typu ruchy i wspólnoty kościelne.

Może nie trzeba jednak rozdzierać szat z powodu malejącej liczby zakonnic? Wiemy przecież, że nie liczba, lecz jakość decyduje o skuteczności apostolskiej. Oczywiście, wszystkim nam jest trochę smutno i martwimy się, bo każdy by chciał, żeby było jak najwięcej zakonnic, tym bardziej, że potrzeb pracy i ciągłych próśb o nasze posługi jest bardzo dużo, więc każdą liczbę chętnych bylibyśmy w stanie przyjąć i zatrudnić. Ciągle jednak powinno nam towarzyszyć pytanie, czego Pan Bóg od nas w tej sytuacji oczekuje. Czy nie jest to wyzwanie z jednej strony do podniesienia poziomu duchowego naszego życia, z drugiej – do otwarcia na nowe wyzwania współczesności?

Niedawno uświadomiłam sobie, że właściwie zgromadzenia zakonne czynne są pewnym, historycznie uwarunkowanym fenomenem w życiu Kościoła. Wybuchły – bo to był prawdziwy wybuch – na przełomie XIX/XX wieku w Europie, kiedy sama Europa była swoistym kociołkiem, w którym dokonywały się znaczące zmiany ekonomiczne, społeczne, polityczne, np. problem uprzemysłowienia, rozbicie tradycyjnej kultury wiejskiej, migracje, rozbudzenie świadomości społecznej... Rodziło to nowe potrzeby, o których nikt specjalnie nie myślał, a już na pewno nie ówczesne państwo. Nowopowstające zakony, wśród nich żeńskie, zostały powołane przez Boga, aby jakoś „łatać” te różne niedomogi. Stąd ich działalność: opieka nad opuszczonymi dziećmi, nad dziewczętami zagubionymi w wielkich miastach, szpitale i opieka medyczna, dzieci opuszczone, szkolnictwo, szczególnie dla ubogich, różne formy dyskryminacji i marginalizacji, działalność misyjna.

Na ówczesne potrzeby życie konsekrowane żeńskie odpowiedziało szybko, z odwagą i w sposób kompetentny. Dzisiaj tymi sprawami zajmują się inni: państwo, organizacje społeczne, świeccy chrześcijanie. Być może dzisiaj zakony będą mniej potrzebne w tych posługach, powinny zaś przemyśleć, do czego wzywa je Bóg w obecnej sytuacji? Może – jak często mówi o tym Jan Paweł II – dziś bardziej potrzebne jesteśmy światu i Kościołowi jako świadkowie życia w pełni oddanego Bogu, niż ze względu na naszą „użyteczność”? Może będziemy teraz potrzebne do czegoś innego? A może nasze domy powinny być przede wszystkim oazami ciszy, modlitwy i miejscami spotkania z Bogiem dla tych, którzy zechcą z tego skorzystać? Może to będzie tym szczególnym wkładem życia konsekrowanego we współczesną ewangelizację?

Są już w Polsce takie doświadczenia otwierania domów?

– Tak. Niemal każdy dom zakonny stara się być taką otwartą oazą życia duchowego. Ponadto istnieją już, według naszych statystyk, 42 domy rekolekcyjne prowadzone przez siostry. Wiele zakonnic podejmuje kierownictwo duchowe, np. podczas rekolekcji, nie tylko w naszych domach, lecz także w innych domach rekolekcyjnych. Siostry od kilku lat prowadzą rekolekcje dla dzieci. Zakonnice wchodzą w te dziedziny, w których mogą służyć swoim doświadczeniem duchowym i pomocą duchową. Tyle że jest to zjawisko ciągle jeszcze bardzo mało znane. A ponadto potrzeby są coraz większe.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?