Czytelnia

Kobieta

Bardziej z bliska Z matką Jolantą Olech, przełożoną generalną urszulanek szarych, rozmawiają Katarzyna Jabłońska i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2004 nr 6.

W dzisiejszych czasach jest raczej tendencja odwrotna wobec szykanowania – do nadmiernej pobłażliwości. Chciałoby się utrzymać swoje statystyki zakonne na jakimś przyzwoitym poziomie, więc obniża się czasem wymagania wobec sióstr, aby je zachęcić i zatrzymać w klasztorze. Ale to droga donikąd.

Warto też podkreślić opinię psychologów, że przesunął się wiek, w którym młodzież jest zdolna do trwałych decyzji, natomiast przepisy w zakonach pozostają niezmienne. Aby być przyjętą, dziewczyna musi mieć ukończone 18 lat życia. Co prawda, takich osiemnastolatek to już w klasztorach prawie nie widujemy, przychodzą raczej osoby nieco starsze. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, aby ludzie podejmowali decyzje rzeczywiście dojrzałe.

Polski „beton”

Jak o polskich zakonnicach myślą współsiostry z Zachodu?

– Myślę, że w sposób ambiwalentny. Fakt, że tyle zakonów z Zachodu przyszło do Polski w ciągu ostatnich 20 lat, świadczyłby o tym, że postrzega się Polskę jako teren „przyjazny” dla życia zakonnego i dający nadzieje na powołania. Powołania polskie są też na ogół cenione, a polskie zakonnice mają duże „wzięcie”. Gdybyśmy mogły i chciały, to każdego roku można by otwierać polskimi siłami nowe wspólnoty np. na zachodzie Europy. Z drugiej strony, szczególnie w kręgu międzynarodowych organizacji zakonnych jesteśmy czasem postrzegane jako „beton”, jeżeli chodzi o sposób rozumienia podstawowych zasad i form życia konsekrowanego, tego, co ważne w naszej tożsamości i misji. Uważają nas za osoby trzymające się form sprzed lat. Chodzi przede wszystkim o znak zewnętrzny, jakim jest habit, o stosunek do Kościoła i Ojca Świętego, o misję w świecie.

My natomiast ze swej strony mamy czasem tendencję do postrzegania naszych współsióstr na Zachodzie jako osób, które poszły za daleko w poszukiwaniu modernizacji życia. Wiemy, że wiele trzeba zmieniać w naszym życiu, ale nie jesteśmy pewne, czy kryteria, które zostały zastosowane (nie tylko „tam”, ale czasem i u nas), to kryteria z najważniejszej półki. Nie wiem, czy o takie właśnie kryteria chodziło Kościołowi, gdy wzywał nas na Soborze Watykańskim II do odnowionego przystosowania do wymagań współczesnego świata i Kościoła.

Chociażby kwestia wyrażenia w praktyce prorockiego wymiaru życia konsekrowanego. Mamy obowiązek i prawo być narzędziami Boga i Jego głosem (jeśli On tego chce), ale chyba nie musi to być prawo do krytykowania Kościoła i Papieża czy też nieposłuszeństwa w niektórych dziedzinach? Inny problem to zdjęcie habitów. Uzasadniano to solidarnością ze współczesnymi. Ale czy czasem nie chodziło tylko o wygodę i swobodę? Istnieje u naszych zachodnich sióstr niechęć, granicząca czasem z alergią, wobec wszelkich zewnętrznych znaków naszej formy życia. I to akurat w kulturze, która jest kulturą audiowizualną, i to tak wrażliwą na znaki i symbole! Nawet tam, gdzie tych znaków nie ma, ludzie je sobie tworzą, porozumiewają się poprzez znaki, szukają świeckich „ceremoniałów” – siostry natomiast je likwidują… Musimy się jakoby rozpłynąć w świecie, nie „drażnić” naszą innością. Tylko dlaczego? Czy nie wchodzimy wtedy na działkę osób świeckich czy nawet instytutów świeckich? Pewne zakony wkraczają w obszary ważne, ale zajęte przez świeckich (np. polityka, obrona praw człowieka, ekologia). To bardzo piękne, gdy zgromadzenie zakonne ma swego obserwatora przy ONZ, ale czy rzeczywiście to jest zakonom najbardziej potrzebne?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?