Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Bez słów, Z Leszkiem Mądzikiem rozmawia Katarzyna Jabłońska, WIĘŻ 2005 nr 8-9..

Pośród inspiracji ważnych przy kolejnych moich spektaklach były na przykład: „Siódma pieczęć” Bergmana, rzeźby Aliny Szapocznikow, przyroda, doświadczenia opisane przez Jana od Krzyża – nigdy jednak bezpośrednio literatura. Do „Odchodzi” wiodła zresztą dziwna droga. Ten spektakl rozniecił się we mnie bardziej przez samego Tadeusza Różewicza niż przez jego utwór. Kiedy pokazywaliśmy we Wrocławiu „Wrota”, na widowni był również Poeta. Rozmowa, jaką odbyliśmy po spektaklu, zostawiła mnie z przeświadczeniem, że coś mi się w tym spektaklu zgodziło. Jakiś czas potem zostałem obdarowany przez Różewicza jego książką „Matka odchodzi”. Początkowo byłem nieufny, generalnie nie poświęcam literaturze zbyt dużo czasu. Chłonę świat obrazami, spotkaniami, twarzami. Jeśli sięgam do literatury, są to zazwyczaj dzienniki – interesuje mnie bardziej postać niż to, co ona tworzy. Tak też było z Różewiczem. Pomyślałem jednak, że kiedyś mnie przecież o swoją książkę zapyta. Decyzja przeczytania wynikała zatem z chęci uniknięcia niezręczności. Lektura okazała się bardzo zaskakująca – czytałem i widziałem obrazy! Po raz pierwszy zdarzyło mi się coś podobnego. Po pewnym czasie pomyślałem, że jest to powód zrobienia kolejnego spektaklu.

Nie było pokusy, żeby tym razem użyć tekstu?

Bardzo mnie do tego namawiano, jednak sam – podobnie jak w przypadku poprzednich spektakli – wewnętrznie czułem, że nie potrzebuję słów. Profesor Stefan Sawicki powtarza mi wprawdzie: „zobaczysz, dojrzeje czas, że będziesz musiał kiedyś spotkać się z tekstem”. Chociaż bardzo cenię zdanie Profesora, myślę, że mój teatr pozostanie bezsłowny. Każdy znajduje sobie jakiś język, w którym czuje się u siebie – zna jego słabości i ograniczenia, ale też wyczuwa tkwiące w nim możliwości. Widocznie wciąż za mało potrafię przekonać obrazem, skoro są takie wątpliwości. Może trzeba zrobić coś takiego, żeby nikt mi już więcej nie zadał pytania: „Nie było pokusy, żeby tym razem użyć tekstu?”

Cofam to pytanie. Uświadomiłam sobie właśnie, że w „Odchodzi” słowa byłyby nie na miejscu, mogłyby pokalać...

„Pokalać” to bardzo odpowiednie tu słowo. W swoim teatrze dotykam przecież spraw ostatecznych, świętych. Jakieś nieodpowiednie, fałszywe ich ujęcie mogłoby je właśnie pokalać. Próbując pokazać na przykład dramat śmierci, zależy mi, aby to „krzyczało”. Jednak nawet jeśli mój sposób opowiadania okaże się wiarygodny, dotknę prawdy o umieraniu – będzie to przecież prawda sztucznie wywołana. Podczas pracy nad „Odchodzi” pojawiła się obawa o skutek, zląkłem się, że tworząc tę swoją teatralną iluzję jakoś sprzeniewierzam się prawdzie.

Ale przecież teatr ma wpisane w swoją naturę odwoływanie się do iluzji.

Oczywiście, jednak tutaj bardzo się tego przeraziłem. Pojawiła się wątpliwość, czy poprzez swoje wyimaginowane sytuacje nie wprowadzam widza w jakiś totalny fałsz, w świat wirtualny. Dlatego potrzebowałem prawdziwego człowieka, nie aktora, lecz świadka. Szukałem postaci, która byłaby obecna w „Odchodzi” swoją twarzą, swoim spojrzeniem – żeby spojrzała na nas i żeby to wystarczało. Odwiedzałem domy starców, domy opieki – jedna z osób, którą tam spotkałem, kobieta, pojawia się w „Odchodzi”, rozpoczyna ten spektakl. Ona nie gra, jest sobą, wchodzi w nasz teatr prosto z życia. Chciałem podeprzeć się obecnością kogoś takiego, ponieważ powstała we mnie obawa, że budując ten spektakl tkam pajęczynę, którą potem widza osaczam.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?