Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Bez słów, Z Leszkiem Mądzikiem rozmawia Katarzyna Jabłońska, WIĘŻ 2005 nr 8-9..

Jak zareagowała na Pana propozycję Starsza Pani i jak czuje się w swojej roli?

To szczęśliwy los. Przyjęła udział w spektaklu bardzo ufnie, a po kilku jego pokazach wyczułem radość i tęsknotę przed każdą kolejną prezentacją

Czy tak silne wątpliwości wobec tego, co Pan robi, towarzyszyły jedynie „Odchodzi”?

Jakiś czas temu zrealizowałem w teatrze lalkowym spektakl o śmierci dziecka. Było to próbowanie przeczucia, czym takie doświadczenie jest dla rodziców. Sam mam rodzinę i czasami zastanawiam się, czy potrafiłbym coś takiego przeżyć. Teologia i filozofia oczywiście wszystko tutaj ponazywa, jednak po ludzku rzecz biorąc jest to zupełnie niewyobrażalny dramat i jednocześnie jakiś koszmarny absurd. Myślę wręcz, że uzasadnioną odpowiedzią na śmierć dziecka byłoby targnięcie się na swoje życie jego rodzica. Bo jak z takim doświadczeniem dać sobie radę? Z myślenia o tym wziął się spektakl „Skrzydło anioła”. Kiedy już powstał, dręczyło mnie pytanie, na ile jest prawdziwy i czy ja w ogóle mam prawo o tej sprawie mówić.

???

Wie Pani, kiedy nabrałem wiary, że w tym spektaklu choć trochę dotknąłem prawdy? Jestem związany z hospicjum Małego Księcia w Lublinie, również stąd wzięło się pragnienie podjęcia takiego tematu. O. Filip Buczyński – dusza i twórca tego hospicjum – wpadł na pomysł, byśmy „Skrzydło anioła” pokazali rodzicom, którzy stracili dzieci. Proszę sobie wyobrazić, jaką miałem widownię! Iluzję, którą buduję, oglądają osoby, dla których to, o czym mówię, nie jest iluzją, ale porażającym konkretem. Skoro oni nie odrzucili „Skrzydeł” i chcieli ze mną rozmawiać – pomyślałem, że powinienem nadal robić taki teatr.

Pyta Pani o wątpliwości – one są nieodłączną częścią tworzenia. Jeżeli jednak dane jest mi dotknąć jakichś ważnych prawd, to mnie zobowiązuje do dalszego szukania tej najważniejszej prawdy, w której zawierają się tamte. Szukając unikam słów, ponieważ uważam, że słowem można łatwiej oszukać niż obrazem.

Jednak w Pana spektaklach są – tytuły.

Tytuł jest bardzo ważny. Zdarzyło mi się kiedyś, że spektakl był już gotowy, wciąż jednak nie miał tytułu. Czekałem więc z jego pokazaniem. Szukanie trwało długo. Pierwszy tytuł – teraz aż trudno to sobie wyobrazić – miał brzmieć „Orgazm”. Drugi był już łagodniejszy – „Erogenne”. Wreszcie dotarłem do trzeciego: „Zielnik”. I ten pozostał.

Ten trzeci jest najlepszy.

Dlaczego Pani tak uważa?

Tamte dwa poprzez swoją dosłowność wydają się zbyt ograniczające, narzucają interpretację, z dzisiejszej perspektywy są również zanadto komercyjne. W „Zielniku” nie ma oczywistości, jest przestrzeń.

Chciałbym, aby w tytule zawarte było oczekiwanie. Szukam więc słowa, w którym jest tajemnica i zarazem dotyka ono samej istoty tego, o czym próbuję mówić. Poza tym tytuł powinien być adekwatny do treści – pierwsze moje spektakle odznaczały się pewną dosłownością, miały w związku z tym dosłowne tytuły: „Ecce homo”, „Narodzenia”, „Wieczerza”. Następne były już bardziej abstrakcyjne: „Włókna”, „Wilgoć”, „Tchnienie”, „Pętanie”. Tutaj mamy do czynienia z kontrolowaną abstrakcją.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?