Czytelnia

Katarzyna Jabłońska

Bez słów, Z Leszkiem Mądzikiem rozmawia Katarzyna Jabłońska, WIĘŻ 2005 nr 8-9..

Noc jest intymna...

Jest bardzo prywatna. Właśnie w nocy wydarzały się różne ważne spotkania i doświadczenia – nocą Chrystus modlił się w Ogrójcu...

Mój teatr, chociaż dużo w nim czerni, w założeniu nie jest smutny. Prawdziwym wyzwaniem jest, żeby ta ciemność była pozytywna, żeby była nawet jakimś zawierzeniem. Ta droga być może pozornie zaprzecza logice, chciałbym jednak, aby noc w moim teatrze dawała ukojenie. W końcu kiedyś nastanie ta dłuższa...

Również i ta noc nie budzi w Panu lęku?

To wciąż jeszcze jest tęsknota, aby umieć spokojnie myśleć o śmierci.

Dlatego ta „pozytywna ciemność” i „noc, która ma być zawierzeniem”?

Mam nadzieję, że widz nie wychodzi z mojej czerni bezradny i przegrany. W niej pojawia się przecież światło, które rozprasza mrok. Ono coś odsłania, zyskuje znaczenie w spotkaniu z mrokiem, ale również znaczy samo przez siebie – światło samo w sobie potrafi być dramatem, który może spełnić się na scenie.

Strumień światła wydobywa z ciemności twarze, postaci, przedmioty. Nie pozwala im Pan jednak zbyt długo w tym świetle pozostać.

To prawda. Światła potrzebuję do dotykania, a nie obnażania. Tu rzecz się ma tak, jak z urodą kobiety – im ona bardziej się będzie obnażać, tym mniej nas będzie kusić. Zakryte uruchamia wyobraźnię. Nie odkrywam tutaj niczego nowego – w obnażeniu wyczuwam po prostu niebezpieczny banał. A poza tym kolejnym ważnym aspektem moich spektakli jest uruchamianie wyobraźni widzów. To oni mają w tych odsłonięciach coś zobaczyć, odkryć. Obnażenie zniszczyłoby tę możliwość. Ważne jest, aby nie wszystko powiedzieć. Podpinam się pod dążenie widza do odczytania, zależy mi jednak bardzo, abym umiał zostawić go na tej granicy. Jeśli ją przekroczę – przegrywam. Widz sobą, swoim doświadczeniem i wrażliwością dopełnia mój teatr, a ja mu tylko rozpulchniam glebę.

W zwierciadle

„Wcale bym nie chciał, aby mój teatr był do końca zrozumiany. Stałby się wtedy czymś martwym.” Teraz już rozumiem, dlaczego zrozumienie ma oznaczać śmierć.

Takie przekonanie łączy się z moim bardzo osobistym doświadczeniem. Niejednokrotnie byłem w sytuacjach, które dawały mi poczucie dotykania tajemnicy. Doświadczałem tego bardzo mocno i głęboko, w tamtym momencie nie było jednak czasu na intelektualną analizę doświadczenia, powodującego ten szlachetny błogostan. Zresztą i tak nie potrafiłbym go zwerbalizować. Tego rodzaju sytuację nazwałem kiedyś dla własnych potrzeb – sytuacją przedsłowną. Doświadczamy czegoś, jednak nie filtrujemy tego przeżycia, nie wchodzimy z nim pod prysznic nazywania, dookreślania. Stosowanie takiej zasady w codziennym życiu prowadziłoby rzecz jasna do wielu zagrożeń, jednak w sytuacjach wyjątkowych zasada ta pozwala mnie samemu przybliżyć się do rozumienia sensowności naszego trwania tutaj. Stąd wiara w potrzebę zgody na niepełne rozumienie spektaklu, który pokazuję widzowi.

To trochę tak, jak w Biblii: „Teraz poznajecie w zwierciadle...” Być może są rzeczy, które powinny i muszą pozostać nienazwane – tego wymaga uczciwość, tylko w ten sposób można próbować być wiernym prawdzie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Katarzyna Jabłońska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?