Czytelnia

Sławomir Jacek Żurek

Sławomir Jacek Żurek, Biografia żydowskiego anioła. O Arnoldzie Słuckim, WIĘŹ 2003 nr 4.

Serdecznie

Iwona i Arnold

Pufciowie6

(...)

Następne dwa zachowane listy pochodzą już z roku 1972. Napisane zostały w Niemczech, na kilka miesięcy przed śmiercią:

St. Blasien 30 marca 1972

Kochany Jurku, dziękuję Ci serdecznie za list i pamięć. To drugi list z kraju, jaki otrzymałem. Przesłano mi także antologię symbolistów i nie-symbolistów rosyjskich z moimi niegdysiejszymi przekładami. Zląkłem się, bo niektóre przekłady zabrzmiały jak własny głos wydobyty z cudzej beczki. Sanatoria mają poza tym swoją dodatkową akustykę.

Od kilku lat znowu choruję, (płuca, serce, wszystko...), a od roku mam możliwość leczenia się. Przeszło siedem miesięcy trwa moja kuracja w tutejszym sanatorium, w St.To już prawie Szwajcaria... Podobno w tym pokoiku, jaki mi przeznaczono, „mieszkał” kiedyś M. Gorkij. Mam więc potężnego protoplastę. Zawsze ktoś po kimś zajmuje czyjeś cztery kąty. Tak manifestuje się „in abstracto” ciągłość ludzkiej egzystencji.

Nie załamuję się, piszę, ale nie drukuję. Nie odczuwam potrzeby publikacji. To, co napisałem, wymaga chyba dystansu, musi się ucukrować, aby nabrać smaku czasu. I tak legendy wyprzedzają już moje skromne winy i skromne zasługi. Nie mogę ich prostować, bo czasem docierają do mnie w najdziwniejszych wersjach.

W gruncie rzeczy nie wiele zmieniłem się, przybyło mi tylko (jak wszystkim jeszcze żyjącym) parę lat i dużo rozczarowań. Z nich się przecież lepi to ciasto, które innym rośnie na pośmiertne podziwy.

A tymczasem człowiek się boryka ze sobą, ciałem swoim i krnąbrną duszyczką, która wcale nie mądrzeje!

Ja mam dużo czasu (miałem raczej) na rozmyślania, „modlitwy i umartwiania”. To się wkrótce skończy, bo za dwa tygodnie wyjdę z tego sanatorium, aby po jakimś czasie „wstąpić” do innego... Płuca zabliźniły się jakoś, muszę leczyć serce w innym zakładzie. Trzeba się o to dalej starać. Inka stuka w tym celu do różnych „wrót”. Pracuje na swój chleb i dźwiga cały właściwie ciężar sytuacji.

Być może zatrzymamy się na jakiś czas w Berlinie, gdzie klimat (niemalże otwocki), a przy tym wszystko ściśnięte, miasto, szpitale i sanatoria. W ten sposób będziemy bliżej siebie.

Dziękuję Ci Jurku za kilka informacji o żywych i odeszłych. Pochód czasu jest nieubłagany.

(...)

Ściskam Cię

Arnold

I ostatni list, adresowany do Jacka Bocheńskiego:

Bad Godesberg, 7 maja 1972

Kochany Jacku,

teraz na mnie kolej zebrać myśli i zasiąść do pisania. Przydałby się mnie elementarz Falskiego na stare lata, zwłaszcza po sanatoryjnej przerwie w życiorysie. Znowu trzeba skandować: „Toto As, a to osa...” Asem (AS-em) sam byłem kiedyś, przynajmniej za takiego uchodziłem, trzeba też i wrócić do formy.

Z płucami jest jakby lepiej; serduszko jeszcze łomoce (trzepoce?), ale coś na to wymyślono. Łykam proszki i mam nadzieję, że nie będę musiał korzystać ze szpitalnego leczenia. Klimat trzeba będzie koniecznie zmienić. Jeszcze w maju można tu w tej okolicy wytrzymać. W połowie czerwca robi się duszno i koń tego nie wytrzyma, skoro raz już przestał być koniem...

Narazie przywykam do życia cywilnego. Siedzę w domu, pichcę sobie i Ince obiadki, próbuję też odcyfrować moje „St. Błazeńskie” gryzmoły7 i wystukać je na maszynie. Uzbierało się trochę wierszy i jak widzisz, nie zasypiam gruszek w popiele. „Pomriot, uwidim”8, jak powiadają nasi starsi bracia. Kiedyś może ktoś się i o te gryzmoły upomni, a może i w niebie są „Czytelniki” i „PIW-y”, to się znajdzie i aniołek - recenzent. Tymczasem kuruję się, bo muszę być „transportsfSYMBOL 228 \f "Times New Roman" \s 12hig”9, aby dolecieć do Berlina. Trzeba także mieć chatę i jakieś „widoki”. Inka coś tam napięła, są możliwości, ale możliwość to jeszcze nie rzeczywistość. Nie bałem się nigdy improwizacji (nawet tej z „Dziadów”), ale z dzisiejszym moim stanem zdrowia muszę być bardziej przezorny.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Sławomir Jacek Żurek

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?