Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tekst jest fragmentem niepublikowanych wspomnień Tomasza Chlebowskiego.

Tomasz Chlebowski

Bodyguard stanu wojennego

13 grudnia 1981 r. to była niedziela. Noc z soboty na niedzielę spędzałem w moim domu na Jelonkach. Jak zwykle, miałem całą noc włączone cicho grające radio. Gdy o 6 rano zabrzmiał hymn Polski i zaczął mówić Jaruzelski, pobiegłem do mamy, krzycząc: „Mamo, stan wojenny”. Moja mama ze stoickim spokojem odpowiedziała, przecierając oczy po przebudzeniu: „kochany, nie pierwsza to wojna w moim życiu, i myślę, że nie ostatnia”. To ostudziło moje wzburzenie. Spróbowałem zadzwonić do Eli, ale telefony już nie działały.

W radiu spiker odczytywał komunikaty Wojennej Rady Ocalenia Narodowego. Wśród nich było „przypomnienie”, za jakie przestępstwa grozi jaka kara. Pamiętam, że kara za co drugie przestępstwo kończyła się zwrotem: „do kary śmierci włącznie”. Zrobiło to na mnie ogromne, okropne wrażenie, bo oczywiście uznałem, że to jest ten moment, w którym powinienem pójść śladem moich dziadów i pradziadów, ale wcale nie uśmiechało mi się już umierać. Postanowiłem (trochę w przerażeniu moimi perspektywami), że na razie będę działać najbardziej intensywnie, ale będę robił te rzeczy, za które nie groził wyrok „do kary śmierci włącznie”.

Szamotanina

Rano pojechałem (nie pamiętam, czy sam) do Eli. Po drodze — czołgi i transportery opancerzone, szczególnie wokół budynku KC oraz u wylotu Mostu Poniatowskiego. Żołnierze grzejący się przy koksownikach. Widok mieszkania był taki, jakiego się spodziewałem. Drzwi wyłamane łomem. W środku tylko Witek, siedzi przerażony. Zabrałem Witka do domu na Jelonkach, gdzie mieszkał później przez kilka miesięcy. Poza tym nie wiedziałem, co robić. Byliśmy na to zupełnie nieprzygotowani.

Chyba jeszcze tego samego dnia (albo rano następnego — w poniedziałek) pojechałem pod Hutę Warszawa zobaczyć, czy tam coś się dzieje. Niestety przed hutą było pusto.

Próbowałem się kontaktować z innymi osobami z dotychczasowego środowiska. Niedaleko nas mieszkała Alina Cała, która powiedziała nam, że jej narzeczony, Staszek Kusiński też został zatrzymany. Jeździłem po mieszkaniach innych znajomych, były przeważnie zamknięte, choć nigdzie indziej nie widziałem drzwi wyłamanych tak jak u Eli. Sytuacja była przerażająca, tak jakby zamknięto wszystkich znajomych. Dziwiłem się tylko, dlaczego ja pozostałem na wolności. Później zacząłem wierzyć w hipotezę (i do dziś w nią wierzę), że próba aresztowania mnie kilkanaście miesięcy wcześniej, w sierpniu 1980 r. i informacja, że jestem w USA na długoterminowym stażu zagranicznym, spowodowała wykreślenie mnie z list proskrypcyjnych SB. Ale wtedy myślałem, że jeszcze po mnie przyjdą.

Szamotanina ta była o tyle nieprzyjemna, że wiele osób — wiedzących o mojej przedsierpniowej działalności — zwracało się do mnie z pytaniem, co teraz. A ja co najwyżej (w pierwszych kilku dniach stanu wojennego) mogłem im dać jakieś ulotki wzywające do strajku.

Fałszywy alarm

Następnego dnia pojechałem do pracy w Centrum Astronomiczny im. M. Kopernika Polskiej Akademii Nauk. Mimo że formalnie byłem pracownikiem Obserwatorium Astronomicznego UW, de facto pracowałem/przesiadywałem w CAMK-u, tam miałem bowiem znacznie lepsze warunki pracy.

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?