Czytelnia

Dialog chrześcijańsko-żydowski

Bogactwo bliskości Boga Jedynego, Z ks. Waldemarem Chrostowskim rozmawia Ewa Jóźwiak, w: Dzieci Soboru zadają pytania, red. Zbigniew Nosowski, Warszawa 1996.

Pierwszym wspólnym zadaniem powinien być chyba rachunek sumienia obydwu wspólnot religijnych, i odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wielu ludzi po obu stronach odchodzi od Boga. Jest to więc próba odpowiedzi na pytanie o wiarygodność własnego świadectwa. Z tym łączy się ściśle wierność przykazaniu miłości bliźniego, niesienie pomocy bliźniemu, który jest w potrzebie. Ta wrażliwość jest wpisana w Biblię Hebrajską i w Nowy Testament, wynika z obydwu religii i jest miernikiem wierności temu, co stanowi źródło naszej wiary.

Polska w dialogu katolicko-judaistycznym

Jakie jest znaczenie i miejsce Polski w dialogu międzyreligijnym?

Nie może być dialogu chrześcijańsko-żydowskiego czy katolicko-judaistycznego bez Polski i bez Polaków. Nie może być z wielu powodów, które mają uwarunkowania historyczne. Żydzi żyli w Polsce przez całe pokolenia i stworzyli tutaj niezapomniane życie duchowe. Sprawa druga — zagłada Żydów została dokonana przez nazistów na ziemiach polskich. Polska jest więc trwale zapisana w świadomości żydowskiej: zarówno od strony życia, jak i śmierci, która się tu dokonała, chociaż nie naszymi rękoma. W związku z tym Polska i Polacy muszą być trwale obecni w dialogu

Jak więc wygląda recepcja soborowej Deklaracji w Polsce?

Tak jak w innych krajach, tylko lepiej niż w wielu z nich

Jest Ksiądz wielkim optymistą!

Jestem realistą i wiem, jak to wygląda gdzie indziej. Wiem też, jak wygląda ta recepcja w Polsce. Z całą pewnością Polska przewodzi w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Porównywanie z poszczególnymi krajami Europy Zachodniej czy z Ameryką uważam za chybione, ponieważ tam ten proces rozpoczął się dużo wcześniej. U nas przebudowa myślenia rozpoczęła się później, bo żyliśmy w warunkach społeczno-politycznych uniemożliwiających swobodny obieg myśli i nakazujących troskę o przetrwanie Kościoła.

Obecnie chociaż tempo tych zmian jest duże, bywa jednak hamowane nie tylko przez niechęć ze strony niektórych członków Kościoła, lecz i przez roszczeniową postawę Żydów niereligijnych. Jest to stawianie ciągle nowych zadań do odrobienia, które nie mają wydźwięku religijnego, teologicznego, a jedynie polityczny.

W Polsce motywacja dialogowa pochodzi głównie z pobudek religijnych. Na Zachodzie często brakuje tego wymiaru, a dialog bywa sprowadzany do gry pozorów. Fakt, że istnieją publikacje, wcale nie znaczy, że w świadomości zbiorowej widać potrzebę dialogu. Pod tym względem Polska może się pochwalić. My przeprowadziliśmy bardzo gruntowną pracę w seminariach duchownych, w uczelniach teologicznych, także wobec katechetów i kaznodziejów. Jej owocem jest np. oczyszczanie słowa „Żyd” ze złych podtekstów czy wieloznaczności. Coraz częściej jest ono w Kościele wypowiadane zwyczajnie, jak każde inne słowo. Natomiast w środowiskach pozakościelnych ciągle się go unika, a żeli już ktoś go użyje — jest odczytywane nieufnie i podejrzliwie.

Czy to nie jest wyzwaniem i zadaniem dla Kościoła, aby taką mentalność poza Kościołem zmieniać?

Myślę, że jest to zadanie i dla samych Żydów. Kościół nie może być odpowiedzialny za błędy i niedbalstwa popełniane przez wszystkich innych, zwłaszcza tych, którzy się z nim nie utożsamiają.

Ale przecież może wyjść naprzeciw, pomóc...

Kościół wrobi pod tym względem sporo i nie musi mieć kompleksów. Z pozycji człowieka, który jest włączony w dialog, widzę, że w środkach masowego przekazu w Polsce istnieje tendencja, aby nagłaśniać tylko to, co nas dzieli. Natomiast inicjatywy dialogowe, przedsięwzięcia dialogowe, spotkania, publikacje itd. są przemilczane albo lekceważone. Ludziom Kościoła, pomimo najlepszej woli w tym względzie, opadają ręce, jeżeli widzą, że z byle głupstwa, które może nas podzielić, robi się sprawę, która trwa tygodniami i latami. Natomiast rzeczy, które mogą nas łączyć, celowo się przemilcza i nie chce się o nich pisać i mówić. Jasne jest jednak, że i Kościół może zrobić znacznie więcej niż dotąd.

Co nowego wniosły kolejne dokumenty Stolicy Apostolskiej i nauczanie Jana Pawła II?

Przede wszystkim próbują one przenieść teologiczne rozważania na poziom katechezy i przepowiadania. Właśnie to jest najtrudniejsze, zajmuje najwięcej czasu i jest najbardziej potrzebne. Dokumenty soborowe w takiej formie, w jakiej zostały opublikowane, są znane wąskiemu gronu teologów, seminarzystów, duchowieństwa itd. Trudno się spodziewać, żeby ludzie w tramwajach i pociągach zamiast bestsellerów czytali dokumenty soborowe. Do tego nigdy nie dojdzie.

Może wystarczyłoby, gdyby takim bestsellerem stała się dla chrześcijan Ewangelia?

To byłaby sytuacja idealna. Problem polega na tym, jak to, czego uczy Sobór, przenieść do szkoły, do katechezy, do homilii, do świątyni, czyli jak uczynić to życiem Kościoła. To jest proces bardzo długi i trzeba w tym procesie wszystkich, którzy są weń włączeni, bardzo wydajnie wspomagać.

W Biblii Tysiąclecia jeden ze śródtytułów odredakcyjnych Listu do Rzymian brzmi: Izrael ponosi winę za swoje odrzucenie. Dlaczego w dobie dialogu niczego z takimi kwiatkami nie zrobiono przez tak długi czas od pierwszego wydania?

Jest to pytanie do komitetu redakcyjnego Biblii Tysiąclecia, który dostawał listy w tej sprawie i — o ile wiem — wprowadził niezbędne zmiany do przygotowywanego właśnie kolejnego wydania.

Wydanie interlinearne Nowego Testamentu używa słowa Judejczycy zamiast Żydzi dlaczego?

Sądzę, że może to być nadspodziewana ostrożność autorów, dla których słowo „Żyd” brzmi pejoratywnie. Czasami bywa to także wynik subtelnych gier teologicznych, które próbują całkowicie ochronić ówczesnych Żydów przed jakąkolwiek formą odpowiedzialności za to, co ok. 33 r. wydarzyło się w Jerozolimie. Wreszcie może to być ucieczka przed popełnieniem swoistego anachronizmu — przecież słowo „Żyd” jest późniejszego pochodzenia.

Czy, aby wyeliminować niejasności i złe skojarzenia, wystarczy zamienić słowo Żyd na Judejczyk? A może pewne kontrowersyjne i trudne miejsca w Nowym Testamencie też zaczniemy zmieniać lub wręcz usuwać?

W USA jest to popularne. Ale problem nie polega na tym, żeby karkołomnie zmieniać tłumaczenia Nowego Testamentu, lecz na tym, aby oczyścić pojęcia już używane tak, by nie miały złych skojarzeń, nie budziły niechęci ani nie wywoływały wrogości.

O. Marcel Dubois użył określenia Kościół na wygnaniu, mówiąc o judeochrześcijanach. Z kolei o. Daniel Rufeisen powiedział, że dla katolickości Kościoła potrzebne jest odrodzenie Kościoła języka hebrajskiego — dlaczego?

Daniel Rufeisen odczuwa daleko głębiej czy bardziej intymnie ten problem, bo sam jest Żydem. Dla niego dialog to nie tylko dialog z innymi, lecz i z samym sobą. Stąd pochodzi sprzeciw, z jakim się spotykał Rufeisen, nie tylko ze strony chrześcijan, ale i ze strony Żydów. Sądzę, że ten drugi jest dla niego o wiele bardziej dotkliwy. Natomiast jeżeli chodzi o Kościół „na wygnaniu” — liczebnie ten Kościół jest znikomy, ale teologicznie bardzo ważny. Nastawienie wobec niego wciąż ukazuje bardzo kiepski stan stosunków z Żydami, obrazujący, że samookreślanie się nadal dokonuje się w konfrontacji. Natomiast ci, których to szczególnie intymnie dotyczy — rzekłbym: cieleśnie, fizycznie — ponoszą cenę tej konfrontacji.

Spotkamy się na Synaju?

Na rok 2000 zapowiadane jest spotkanie religijne papieża z przedstawicielami religii światowych na Synaju. Czy ma ono jakieś znaczenie dla stosunków chrześcijańsko-żydowskich, czy jest to tylko gest?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Dialog chrześcijańsko-żydowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?