Czytelnia

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś

Chrystus i przeformułowanie pozytywne

„Naprzód przebojem, młodzi rycerze, / do walki z grzechem swej duszy, / wodzem nam Jezus w hostii ukryty, / z Nim w bój nasz zastęp wyruszy!” – tę pieśń śpiewałem jako dorastający chłopiec na niedzielnych Mszach dla młodzieży. Przestałem ją śpiewać w wieku lat czternastu, kiedy też przestałem chodzić do kościoła.

Zbuntowałem się wtedy nie tyle przeciwko Panu Bogu, o którym miałem nikłe pojęcie, ile przeciwko nudzie nie­dzielnych nabożeństw, sprawowanych po łacinie według liturgii przedsoborowej, z barokowymi kazaniami, a tak­że przeciwko pokrzykiwaniu księży, piętnujących z am­bony zły, grzeszny świat. Mnie tymczasem, dorastającego chłopaka, świat właśnie coraz bardziej zachwycał, pocią­gał, fascynował – z tym wszystkim, co w nim piękne i do­bre, ale też niebezpieczne, zakazane... Chciałem go sma­kować, poznawać, zdobywać! Odszedłem więc od krępu­jących mnie praktyk religijnych, przez nikogo do tego nie namawiany, bynajmniej nie pod wpływem ateistycznej szkoły czy oficjalnej propagandy. Byłem zresztą w domu wychowywany w duchu prawdy i uczciwości, nie miałem więc żadnych złudzeń co do panującego wówczas w Pol­sce komunizmu.

Do wiary powróciłem po czterech latach, będąc już stu­dentem filozofii, człowiekiem samodzielnie myślącym. Wybrałem chrześcijaństwo świadomie, jako akceptację ist­nienia, życia, człowieka; jako wezwanie do aktywnej, twór­czej postawy wobec ludzkiego świata, który Bóg tak umi­łował, że Syna swego jednorodzonego dał (J 3, 16). Miałem poczucie, że ten świat potrzebuje mego zaangażowania, a ja mogę swoim życiem, pracą, także cierpieniem, prze­mieniać go, choćby na małą skalę, tak aby stawał się bar­dziej ludzki, sprawiedliwszy. Oparłem się pokusie, do­znawanej często przez neofitów, odwrócenia się od świa­ta i zamknięcia w klasztorze. Chciałem dokończyć studia, a potem pracować zawodowo i działać, aby być użytecz­nym dla innych. Temu celowi służyć też miała praca nad sobą, którą realizowałem poprzez życie sakramentalne i kierownictwo duchowe. Wszystko nabrało sensu.

Kiedy niedawno, w uroczystość ku czci św. Stanisława Kostki, pobożnego młodzieńca z XVI wieku, patrona pol­skiej młodzieży, usłyszałem w moim kościele parafialnym tamtą zapamiętaną z dzieciństwa pieśń, ogarnęło mnie poczucie déjà vécu. Notabene, w kościele młodzieży pra­wie w ogóle nie było. Myślę, że język tej pieśni brzmi dziś zdecydowanie anachronicznie. „Młodzi rycerze”? To do­bre dla miłośników średniowiecznych turniejów, ale na pewno nie dla użytkowników Internetu. Istotniejsze wąt­pliwości budzi we mnie jednak wzywanie młodych chłop­ców (dlaczego przy tym nie dziewcząt?) do walki „z grze­chem swej duszy”... Nie dlatego, bym kwestionował po­trzebę pracy nad sobą i kształtowania swego charakteru, zwłaszcza w okresie dorastania. Chrześcijaństwo to jed­nak w moim przekonaniu coś daleko więcej niż „walka z grzechem swej duszy”. Jest miłością, a więc przekrocze­niem własnego „ja”. Jest zdziwieniem i zachwytem wo­bec stworzonego świata i jego Stwórcy. To wielka przygo­da społeczna – odpowiedź na wezwanie Zbawiciela do wspólnego budowania królestwa Bożego, królestwa spra­wiedliwości i pokoju. Głoszenie całemu światu Dobrej Nowiny, że oto „królestwo się przybliżyło”: Jezus Zmar­twychwstały w Duchu Świętym jest wśród nas, żyje i dzia­ła w historii. Chrześcijaństwo jest także szkołą braterskiej i siostrzanej miłości, przestrzenią wspólnego działania na rzecz innych, cierpiących i potrzebujących, przemienia­niem świata.

1 2 3 4 5 następna strona

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?