Czytelnia
Cezary Gawryś, Chrystus i przeformułowanie pozytywne, w: J. Augustyn (red.), Duchowość mężczyzny, Kraków 2008.
Pierwszy wielki nauczyciel chrześcijaństwa, Apostoł Paweł, w swoich Listach głosi zawsze najpierw „indykatyw zbawczy”, radosną wieść o zbawieniu. Dopiero potem – wynikający z niego – ,,imperatyw etyczny”, pouczenie moralne3. Innymi słowy, zdumiewająca i porywająca wieść o Jezusie Chrystusie, który przynosi nam wolność, a miłość braterską ukazuje jako sens życia, wzbudza w nas pragnienie przemiany wewnętrznej, pójścia za Nim. Daje nam siły duchowe do podjęcia pracy nad sobą, na ile jest ona możliwa, do pogodzenia się ze swoją słabością i znoszenia wszelkich przeciwności losu.
Taki porządek rzeczy, a raczej porządek życia, znajduje odzwierciedlenie w liturgii świętej Eucharystii. Ileż tam hymnów uwielbienia i okrzyków radości! A sama Eucharystia, serce i szczyt życia chrześcijańskiego, jest przecież pokarmem grzeszników, a nie nagrodą za dobre sprawowanie, za doskonałość.
Każdy dojrzały, myślący człowiek doświadcza własnej grzeszności i słabości. Walka z nimi nie może być jednak celem – to tylko środek do niego. Celem jest miłość. Dopiero wtedy, gdy kocham i czuję się kochany, kiedy nie jestem sam, gdy mi na kimś drugim zależy, gdy należę do wspólnoty, za którą jestem odpowiedzialny, znajduję prawdziwą motywację, by odwrócić się od grzechu, porzucić swój egoizm, podjąć trud życia z innymi i dla innych.
W ten sposób przedstawiał chrześcijaństwo w swoim nauczaniu adresowanym do młodych – i nie tylko do nich – Jan Paweł II. W prostym przesłaniu swej ostatniej pielgrzymki do ojczyzny Papież zawarł apel o „wyobraźnię miłosierdzia”. Chodzi tu, jak się wydaje, o coś więcej niż o postawę przebaczenia, na wzór samego Boga, bogatego w miłosierdzie (Dives in misericordia), a także o coś więcej niż dawanie biednym tego, co nam zbywa. Chodzi o postawę dynamicznej miłości; o dostrzeżenie wokół siebie, w dzisiejszym społeczeństwie, ludzi potrzebujących i cierpiących na różne sposoby, ubogich pod względem materialnym, ale także i duchowym; wreszcie także o wypracowanie nowych form okazywania im naszej miłości.
Ty usiądź!
Czy nie jest tak, że właśnie chłopcy w okresie dorastania szczególnie spragnieni są przeżycia wielkiej przygody, sprawdzenia swoich sił i możliwości, doświadczenia swej wolności, samodzielności i inicjatywy? Wykazania się odwagą, a nawet bohaterstwem, zaimponowania innym, podjęcia trudnych zadań, z którymi potrafią dać sobie radę? Czy na szkolnych lekcjach religii i parafialnych Mszach dla młodzieży chłopcy mają dziś szansę odkryć dla siebie w chrześcijaństwie taką właśnie perspektywę rozwoju, życia i przygody?
Nie mylę się chyba zbytnio, przypuszczając, że w kontekście współczesnej permisywnej, hedonistycznej kultury masowej religia chrześcijańska jawi się wielu młodym jako restrykcyjna moralnie, niosąca z sobą przede wszystkim zakazy, i to w tej sferze życia, która dla młodych jest szczególnie pociągająca, a mianowicie w sferze zachowań seksualnych. Wielu chłopców z tego właśnie powodu, chcąc uniknąć wewnętrznego dysonansu i konfliktów sumienia, odchodzi na pewien czas, a bywa, że i na trwałe, od praktyk religijnych. Oczywiście, Kościół nie może, dla przypodobania się ludziom, rezygnować z głoszenia objawionej prawdy o człowieku, o świętości małżeństwa, o potrzebie podporządkowania zachowań seksualnych dobru osobowemu, co oznacza konieczność poddania tych zachowań normom moralnym. Sądzę jednak, że Kościół nie powinien w swoim przesłaniu do młodzieży na tym problemie się koncentrować, zakładając, że młodzież żyje wyłącznie seksem.