Czytelnia

Jan Paweł II

Stefan Frankiewicz

Chrześcijanin Karol Wojtyła

Czas oddala nas nieuchronnie od tamtych długich jak wieczność dni, kiedy spontanicznie poczuliśmy w sobie potrzebę bycia razem: w kościołach, na placach, w domach. I kiedy – za sprawą mediów – dane nam było obserwować i przeżywać z bliska świadectwo człowieka i chrześcijanina Karola Wojtyły, który był jednocześnie Janem Pawłem II, dawane w obliczu własnej sytuacji granicznej. Szczególnie przejmujące było w tym ostatnim świadectwie Papieża niejako „zredukowanie” teologicznych prawd zawartych w całym jego nauczaniu do kilku spraw najbardziej elementarnych, najtrudniejszych i obchodzących każdego. To sposób przyjmowania osobistego cierpienia, to wierna pamięć o innych w momentach własnych zmagań i prób, to postawa w obliczu żegnania się ze światem.

Kiedy słuchałem docierających z Rzymu wiadomości o takim właśnie odchodzeniu Papieża, które przywodziło na pamięć słowa bliskiego mu Cypriana Norwida o śmierci jako dopełnianiu się „całości żywota dojrzałego”, kiedy czytałem ostatnie zapisy jego testamentu, w których najbardziej wzruszająca była dla mnie zwyczajnie ludzka wdzięczność wobec osób i środowisk z odległych przecież czasów wadowickiej i krakowskiej młodości – powracało wspomnienie niektórych spotkań z Janem Pawłem II. Tych mianowicie, w których przywoływanie ludzi, którzy akurat odeszli, wywołało w Papieżu potrzebę podkreślania właśnie ich cierpień oraz stosunku do bliźnich w okresie przeżywanej przez nich udręki. Tak było po śmierci księdza Józefa Tischnera i tak było później po śmierci Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, kiedy Ojciec Święty mówiąc o zmarłym pisarzu, podkreślał nie wielkość pozostawionego dzieła, ale jego bolesne doświadczenia w sowieckich łagrach i zapisany w „Innym świecie” pełen szacunku i ciepła stosunek do współtowarzyszy niedoli i zwykłych Rosjan.

Myślę, że w przytoczonych reakcjach Papieża na śmierć tak różnych przecież pod względem wewnętrznych biografii osób zawierało się jakieś szczególne i trwale zapisane w ludzkiej tożsamości Karola Wojtyły przeświadczenie. Przeświadczenie nie tylko o tym samym, nieuchronnym losie i przeznaczeniu wszystkich, bo to przecież oczywiste, ale o istnieniu głębszej duchowej wspólnoty i spotkaniu pomiędzy etyką religijną i etyką świecką. O tym, że solidarność z innymi, heroizm w obliczu cierpienia i godne przyjmowanie śmierci ostatecznie liczą się najbardziej i dlatego muszą być oceniane za pomocą tej samej ludzkiej miary. Pamiętam, jak dużym zaskoczeniem i przeżyciem dla moich niezwiązanych z Kościołem przyjaciół były słowa Jana Pawła II, który w 1982 roku podczas kanonizacji ojca Maksymiliana Kolbego przypomniał postać innego, laickiego świętego – Janusza Korczaka.

Z tego żywego wciąż przeświadczenia o tym, co w każdym człowieku najważniejsze i domagające się naszego szacunku, wynikały powszechnie znane konsekwencje w nauczaniu Papieża, w głoszonej przezeń antropologii, w dialogu z ludźmi różnych kultur i duchowych tradycji. Dla mnie jednak za każdym razem najbardziej zaskakujące były przejawy wciąż takiej samej postawy Jana Pawła II, będącego wszak strażnikiem doktryny i nauczycielem moralności, w sytuacjach powszednich i zwyczajnych. Wtedy na przykład, kiedy rozmowa dotyczyła konkretnych ludzi, ich kontrowersyjnych wyborów i osobistych problemów na drodze do godnego życia. Czasami w rozmówcach zwyciężała pokusa, aby przyjąć pozycję moralizatorów i sędziów, tymczasem Papież starał się dostrzegać ślady dobra. Albo milczał. Zdumiewające było sąsiadowanie w jednym i tym samym człowieku „nowego Mojżesza” wpływającego na bieg wydarzeń w świecie i „towarzysza w drodze” bardzo wielu ludzi, w którym ani uczestnictwo w globalnej historii, ani dotkliwa choroba i kalectwo nie stępiły spontanicznych odruchów serca, naturalnej dobroci i zdolności do przekraczania własnych ograniczeń.


1 2 3 następna strona

Jan Paweł II

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?