Czytelnia

Liturgia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Między misterium a nudą. Czy liturgia powinna być atrakcyjna?, WIĘŹ 2006 nr 1.

W „rozumieniu” liturgii nie chodzi bowiem o zwykły dydaktyzm. Dążenie do coraz większej zrozumiałości liturgii to ślepa uliczka teologicznych poszukiwań. Prowadzić może ona bowiem do odarcia liturgii z jakiejkolwiek misteryjności. Liturgia nie jest po to, by ją zrozumieć, co postulują niektórzy. Co więcej, prawdziwej liturgii zrozumieć się nie da. Kard. Ratzinger odwołuje się do rozróżnienia pomiędzy problemem i tajemnicą. Problemy są po to, by je wyjaśniać; tajemnica natomiast nie poddaje się wyjaśnieniu, lecz otwiera się tylko w akcie jej przyjęcia7. Liturgia nie jest więc problemem, który trzeba wyjaśnić – jest tajemnicą, którą trzeba przyjąć. Tajemnica ta wyraża się – jak już wspomniano – w ludzkich znakach. Nie chodzi o to, by były one koniecznie zrozumiałe. Chodzi o to, by były one dla współtwórcy liturgii, którym jest współczesny człowiek, czytelne, dające się rozszyfrować, w pewnym sensie transparentne, otwierające się na inną rzeczywistość. Właśnie przez znaki tajemnica otwiera się w pewien sposób oczom wierzącego – przypomniał Jan Paweł II w liście apostolskim „Mane nobiscum Domine” (14). I tutaj – w moim przekonaniu – dochodzimy do postulatu owej atrakcyjności. Czyż to nie właśnie atrakcyjność liturgii jest tym, co wspomaga przyjęcie tajemnicy i danie na nią odpowiedzi? Czyż nie „wchłania” nas ta liturgia, która skrzy się bogactwem symboli, jest piękna, poruszająca, emocjonalnie silnie nacechowana? A ta, która jest nudna, choć zrozumiała, czyż nie pozostawia nas wciąż na boku?

Chodzi jednak o taką atrakcyjność, która rodzi się z liturgii, która jest w niej samej. Nie będzie się ona [liturgia] cieszyć powodzeniem, jeśli zechce konkurować z show-iznesem – pisze Ratzinger. – Proboszcz nie jest show-manem, a liturgia nie jest teatrem rozmaitości. Nie będzie się też cieszyć powodzeniem, jeśli zechce być towarzyskim kółkiem rozrywkowym […]. Musi ukazywać wyraźnie, że otwiera się tu pewien wymiar egzystencji, którego wszyscy skrycie szukamy: obecność tego, czego nie można zrobić samemu – teofania, Tajemnica8. Próby uatrakcyjniania liturgii, które pojawiają się tu i ówdzie, zdradzają pewną formę niewiary. W takim myśleniu ukryte jest implicite założenie, że liturgia sama z siebie jest nieatrakcyjna, że trzeba coś do niej „dołożyć”, albo też kryje się tutaj niezdolność odczytania ukrytej w liturgii jej – powiedzmy – naturalnej atrakcyjności. To tak jak poszukiwanie ładnego opakowania, by zrobić lepsze wrażenie byle jakim prezentem. Ten prezent jednak, jakim jest liturgia, nie jest byle jaki – jest bezcenny.

Forma nie jest obojętna dla treści. Treść jest w pewnym sensie przed formą i treść tę formę determinuje. Narzucenie treści określonej formy jest nie tylko „deformacją” formy, ale „deformacją treści”. Tak więc czynienie liturgii atrakcyjną nie jest zabiegiem formalnym i nie wolno go rozpoczynać od pytania, co jeszcze można wymyślić, by liturgia była atrakcyjna. Musi to być poszukiwanie stricte teologiczne, które będzie inicjowane pytaniem, w jaki jeszcze ludzki sposób może się wyrazić Boża liturgia, w co jeszcze może się wcielić, co ją może jeszcze unieść. Przechodząc na płaszczyznę konkretu, nie wolno pytać, czym jeszcze można wypełnić liturgię, daną liturgiczną chwilę, ale czym, tzn. w jaki sposób, jakim gestem słowem, ruchem może się ona jeszcze wyrazić i objawić. A liturgia katolicka może objawiać się w niezwykle bogaty sposób. Można jej słuchać, można ją śpiewać, wyrazić ruchem i tańcem. Tę liturgię się wącha, smakuje, dotyka. W jej percepcji bierze udział visus, tactus, gustus (wzrok, dotyk, smak) – jak można by powiedzieć za hymnem „Adoro te devote” św. Tomasza.

Inkulturacja, czyli punkt wyjścia

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Liturgia

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?