Czytelnia

Małżeństwo i rodzina

Mistyka i erotyka

Monika Waluś

Tekst jest odpowiedzią na ankietę redakcji pt. Bilans rewolucji seksualnej, zawierającą pytania:
Jakie są dobre, jakie złe owoce rewolucji seksualnej?
Czy rewolucja seksualna przyniosła zapowiadane wyzwolenie czy też nowy przymus obyczajowy?
Czy trzeba tę rewolucję kontynuować, czy też trzeba ją powstrzymać? Jak?


Monika Waluś

Czy ludzie są szczęśliwsi?

Nie lubię słowa „rewolucja”. Widzę tłuczone szyby, rozbitą porcelanę, podeptane ogrody – Wielka Sprawa Rewolucji usprawiedliwia drobne wypadki po drodze. Seks jest kruchy i delikatny, jak porcelana i ogrody, te zaś nie tolerują szybkich zmian zarządzanych ideowo i odgórnie. Trzeba taktu, uważności spojrzenia i dotyku, a nie czołgów i barykad.

Nie zachwyca mnie też słowo „seks”, choć wiem, że jest potrzebne. Seks jednak to tylko część relacji dwojga, a seksualność jest przede wszystkim darem: od Boga dla człowieka; od człowieka dla drugiej osoby. Doświadczenie uczy, że gdy brak tego podwójnego kontekstu, dzieją się rzeczy bardzo niedobre. Zapewne istnieją, jak zwykle, wyjątki od reguły, ale trudno oczekiwać, że można przeżyć życie według samych wyjątków.

Nie jestem socjologiem ani badaczem kultury; mój punkt widzenia wyznacza doświadczenie kobiety, teologa, gospodyni domowej żyjącej w rodzinie.

Dobre czy złe owoce rewolucji seksualnej? Czasy przed „rewolucją seksualną” nie były bezkolizyjne, choć tak można by wnioskować z niektórych opowieści. Jedni „rewolucjoniści” chcieli przeciwdziałać temu, co uważali za zło, inni buntowali się przeciw niewygodnym normom. Efekty tej mieszanki były wybuchowe. Proponowanie rewolucji w relacjach męsko-damskich może prowadzić do sytuacji, w której lekarstwo jest gorsze od choroby. Krytyka rewolucji seksualnej nie niweluje jednak zarzutów wobec kultury, która była przyczyną i trampoliną tej rewolucji. Patrząc na wielkie okna starych domów holenderskich, ujawniające przechodniom każdy pyłek na podłodze i strój gospodyni, można poczuć przerażenie. Był to sposób kontroli społecznej żon ciągle nieobecnych rybaków. Być może holenderska rewolucja moralna wynikała także ze zmęczenia ciągłym byciem correct. Teraz, a rebours, żąda się akceptacji na wszystko…

Także w Polsce obyczaje broniły moralności na różny sposób. Kardynał Wyszyński nie bez przyczyny powtarzał starą naukę Kościoła: nie ma innych norm dla mężczyzn i kobiet. Społeczeństwo sprzyjało przymykaniu oka na pomysły mężczyzn („bo musi się wyszaleć”) i kontroli kobiet („bo powinna się szanować”). Dziś obu płciom więcej wypada, ale komu to przynosi korzyść? Jak pisała Joanna Petry Mroczkowska, dzisiaj kobiety mają przyzwolenie społeczne na życie z mężczyznami, którzy ich nie kochają i nie podejmują żadnych zobowiązań wobec nich. Wyśmiewana moralność mieszczańska chciała być formą ochrony ludzi przed pospiesznymi wyborami, lekceważeniem wróbla w garści i preferowaniem synogarlicy na dachu, która najpiękniej wygląda z dala, w świetle słońca, lecąc w siną dal. Liczba rozczarowanych pań nie maleje, a odpowiedzialność mężczyzn nie zwiększyła się dzięki rewolucji seksualnej. Pytanie o owoce rewolucji to pytanie o osoby: czy ludzie teraz są szczęśliwsi? Dziś panny z dzieckiem mają prostsze życie niż przed stu laty. Nie było widać kiedyś odpowiedzialnych mężczyzn, czy widać ich teraz?

Problemy dawne czy nowe? Historyk kultury zauważy przyzwolenie społeczne na to, co było kiedyś cicho powtarzaną tajemnicą, a teraz jest sposobem na życie. To tworzy nowe problemy. Z punktu widzenia teologa problem jest ten sam: ludzie nie umieją być prezentem dla siebie poprzez ciało. Czy zasady moralne to znaki drogowe, czy zbędny balast? Tak naprawdę nie chodzi seks, tylko o ludzi, o ich miłość i ich odpowiedzialność. Czy dzięki rewolucji seksualnej wzrosło jedno lub drugie? Czy bardziej możemy być darem dla siebie nawzajem?

1 2 następna strona

Małżeństwo i rodzina

Mistyka i erotyka

Monika Waluś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?