Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Czy przestajemy czytać?, Dyskutują: Jan Gondowicz, Andrzej Mencwel, Jerzy Sosnowski, WIĘŹ 2004 nr 11.

Mamy dziś do czynienia z dwoma równoległymi procesami: deifikacji instant — co chwilę coś się ubóstwia i coś staje się kultowe — i generalnej desakralizacji. Te procesy wzajemnie na siebie oddziaływają. To, co jest zapisane w dziele artystycznym czy filozoficznym, które znamy w klasycznej postaci, jest podstawową nadzieją takiej iluminacji i tego trzeba bronić, przekonywać, że właśnie tu, w tym dziele można to osiągnąć. Nie da się tego mailem i migiem wyprodukować.

J. Gondowicz: Dowiedziawszy się, że w rozmowie ma brać udział pan profesor Mencwel, doznałem iluminacji, poniosło mnie w stronę mojej biblioteki, wszedłem na drabinę, zamknąłem oczy i dotknąłem palcem dowolnej strony pierwszej książki, którą wyciągnę. Był to Brzozowski. Przeczytałem tam następujące zdanie: „Klątwa nowoczesnej kultury, współczesnej opinii, w tym wyraża się, że oddaje ona losy swe w ręce sił, którymi gardzi”.

— I mamy uwierzyć, ze pan na to trafił przez przypadek?

J. Gondowicz: To jest jedna z odpowiedzi na pytanie o transcendencję.

J. Sosnowski: Mnie iluminacja, o której wspomniał profesor Mencwel, była dana parę razy w związku z tekstami przeczytanymi, ale też kilka razy w związku z tekstami obejrzanymi. Na przykład w związku z „Iluminacją” Krzysztofa Zanussiego, którą uważam za film, który zmienił moje życie, najdosłowniej

A. Mencwel: Rozumiem, ale nie podzielam.

J. Gondowicz: Ja też nie.

J. Sosnowski: Być może należy po prostu przyjąć, że to co najważniejsze i czego chcemy bronić — jako indywidualne iluminacje — odbywa się po prostu w niszach dla jednostek, w kontakcie czytelnik-słowo, czytelnik-dzieło. Jeśli tak, należałoby tym czytelnikom umożliwić, przede wszystkim przez zagospodarowanie internetu, dowiedzenia się że ktoś podobne olśnienia przeżywał. Kulturze masowej należy natomiast patrzeć na ręce, ale nie dlatego, żeby wyśledzić tam spiski, tylko żeby zdawać sobie sprawę, co jest alternatywą dla indywidualnych olśnień i dla indywidualnego krytycyzmu.

Czy obrona czytania musi oznaczać obronę wszystkich dzieł uznawanych przez poprzednie pokolenia za ważne? Czy wszystko jest w porządku, jeśli młodzież woli czytać „Harry'ego Pottera” zamiast „W pustyni i w puszczy”?

A. Mencwel: Nie wiem, czy w porządku, ale problem obrony wartości czytania nie może być zidentyfikowany z obroną każdej pozycji na półce w niezmiennym miejscu.

— Każdej nie, ale niektórych?

J. Sosnowski: Ciągła wymiana w kanonie jest nieunikniona.

J. Gondowicz: Na miejsce jednej lektury pojawia się inna. Jak już nie mogę wytrzymać „Nad Niemnem”, to przerzucam się do „Nadsamca”. To takie remedium pióra Alfreda Jarry'ego.

A. Mencwel: Ta wymiana zawsze następowała. Dzisiaj niepokoi tempo wymiany pozycji w kanonie.

Ale to znaczy wobec tego, że nie ma żadnego stałego kanonu

J. Sosnowski: Jeśli chodzi o absolutnie stały kanon, to jest tylko Pismo Święte. Poza tym wszystko się zmienia.

— Ale Szekspir zostanie i paru innych autorów, choćby Proust?

A. Mencwel: Pozycja Szekspira jest bezdyskusyjna, ale Prousta już nie.

J. Sosnowski: Pamiętajmy, że wymiana kanonu nie polega na tym, iż nagle po pisarzu pozostaje czarna dziura i nikt o nim nie pamięta, tylko że stopniowo coraz mniej chętnie się po niego sięga. W tym sensie na przykład obok Szekspira był Racine, a teraz już go nie ma, ponieważ się go nie czyta, chociaż wie się, że był.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?