Czytelnia
Czy przestajemy czytać?, Dyskutują: Jan Gondowicz, Andrzej Mencwel, Jerzy Sosnowski, WIĘŹ 2004 nr 11.
— Wielokrotnie wspominano tu internet, który wnosi jedną zasadniczą nowość — obniża próg łatwości wejścia w obieg publiczny. Dawniej gdy człowiek miał coś do powiedzenia, musiał napisać książkę, która musiała spełniać pewne standardy choćby gramatyki i ortografii, musiała przejść przez kilka rąk, ktoś musiał ją uznać za godną druku. W tej chwili można dowolny tekst wstawić na swoją stronę internetową, a w wyszukiwarce wszystkie teksty są równe...
J. Gondowicz: Nieśmiało chciałbym przypomnieć, że ten sam typ zastrzeżeń pojawiał się wtedy, kiedy zaczęto masowo drukować. Był zalew śmieci. Drukowano nie tylko Biblię...
J. Sosnowski: I odpowiedź jest taka sama Ten próg jest oczywiście niższy, tylko że jeżeli będę permanentnie na swojej stronie www zamieszczał byle co, to odwiedzi ją parę osób zmylonych przez wyszukiwarkę, a inną stronę będą odwiedzały setki tysięcy ludzi. Tutaj weryfikacja odbywa się nie na poziomie redaktora czy cenzora, tylko na poziomie czytelnika.
J. Gondowicz: Zawsze tak jest, a przynajmniej od kilkuset lat, że demokratyzacja — w tym przypadku powszechny dostęp — przynosi w pierwszej fazie obniżenie poziomu.
J. Sosnowski: Ale z tego nie wynika, że przynosi obniżenie w długiej perspektywie.