Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Czy przestajemy czytać?, Dyskutują: Jan Gondowicz, Andrzej Mencwel, Jerzy Sosnowski, WIĘŹ 2004 nr 11.

Ale czy ta wspólnota czytających w ogóle istniała?

J. Sosnowski: Myślę, że istniała, na przykład w PRL.

W takim razie dlaczego uległa zniszczeniu?

J. Sosnowski: Ponieważ kanały komunikacyjne zostały przechwycone przez tych, którzy nie czytają. Pojawił się wprawdzie kanał komunikacyjny, dzięki któremu można by odtworzyć sieć między czytelnikami — internet. Tyle że ci, którzy czytają, gardzą internetem. Albo się go boją, albo go nie znają. W związku z tym, to co byłoby ewentualnym remedium, też jest zawłaszczane przez nieczytających. Dostaję informacje pocztą elektroniczną o nowych płytach, ale nie dowiem się tą drogą o nowej książce.

Jan Gondowicz: Jako permanentnie bezrobotny należę do ludzi, którzy z braku pieniędzy zbierają książki wyrzucane na śmietnik. To, co tam znajdywałem, jest tematem na osobny esej — na przykład pisma Zdziechowskiego z lat dwudziestych. Niedawno się to skończyło, bo wszyscy się teraz zamykają — zarówno duchowo przed sobą nawzajem, jak i dosłownie zamykają bramy prowadzące na podwórka, więc coraz trudniej tam dotrzeć i tylko się oblizuję, widząc te stosy.

Mieszkam w starej dzielnicy, gdzie następuje wymiana pokoleniowa i dawnych inteligentów zastępuje ich progenitura. Zapytałem jedną z dozorczyń, co się dzieje, a ona mi odpowiedziała, że miejsca na „wydeo” im brakuje. To jest niezwykle trafna obserwacja: rzeczywiście, pojemność mieszkań jest skończona, książka ustępuje innym środkom. Ma to swój wymiar symboliczny — tekst drukowany nie mieści się w ramach społeczeństwa spektaklu, w jakim się niespodziewanie znaleźliśmy.

W związku z tym cała struktura czytania zmienia się zgodnie z regułami społeczeństwa spektaklu. To nowa odmiana znanego paradoksu Lema: jeśli czytasz, to musisz podziwiać, a jeśli nie podziwiasz, to się potem nie dziw. Inaczej mówiąc: gdy czytasz, co powinieneś, to znaczy, że akceptujesz system i wpisujesz się w niego. Jeżeli czytasz i nie podziwiasz, to cię skreślą. Otóż ci, którzy są intuicyjnie przeciw systemowi — a tych wykluczonych jest pewnie ze trzy czwarte społeczeństwa — kontestują w ten sposób, że nie uczestniczą w tym zafałszowanym obiegu i przestali czytać.

Inny przykład: w ciągu ostatnich piętnastu lat uległy niesłychanej redukcji możliwości umieszczenia w druku niepochlebnej opinii o książce, chyba że jest to związane z jakąś manipulacją. Innymi słowy, życiu kulturalnemu został odebrany element widowiskowy, niewątpliwie w tym celu, żeby je pognębić. Ten walor tauromachii jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego przyciągał tłumy.

Teraz istnieje odwrotna korelacja szczerości w stosunku do nakładu nośnika. Opinie o jakichś płytach czy publikacjach w pisemku wychodzącym w tysiącu egzemplarzy są prawie całkiem szczere, a najszczersze — ale i najgłupsze — można znaleźć w internecie, oczywiście niepodpisane.

— To niezbyt zgadza się z Pańską teorią, skoro zasięg tych internetowych opinii jest — przynajmniej potencjalnie — ogromny.

J. Gondowicz: Zasięg jest ogromny, ale to jest tylko dawanie wyrazu frustracji. W kulturze wysokiej, oficjalnej, wolności nie ma. To zabawne, że istnieją jej enklawy w niszach w kulturze masowej. Tam można się wywrzeszczeć, aczkolwiek do głuchych albo w nicość. Pomiędzy kulturą masową a elitarną jest mniej więcej taki sam związek, jak pomiędzy pomazanymi ścianami warszawskich kamienic a malarstwem. Tym, którzy mażą kamienice czy wrzeszczą na estradach, chodzi tylko o to, by zamanifestować, że istnieją. Nie chodzi im o wytwór, o samorealizację, o doskonałość, eksperyment, tylko o to, żeby pokazać: ja też jestem na świecie. Całkiem jak Bobczyński z „Rewizora”, który mówił do Chlestakowa: „Niech pan powie w Petersburgu, że w tym a tym miasteczku żyje taki Piotr Iwanowicz Bobczyński”... Krótko mówiąc, to jest krzyk tych wykluczonych.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?