Czytelnia

Polacy - Niemcy

Günter Särchen, Rok 1965: czy tylko dokumenty biskupów?, WIĘŹ 1996 nr 5.

W prawdziwie chrześcijańskim i jednocześnie bardzo ludzkim duchu, w ławach kończącego się Soboru, wyciągamy do Was dłonie, wybaczamy i prosimy o wybaczenie. A kiedy Wy – niemieccy biskupi i ojcowie soborowi – bratersko przyjmiecie nasze wyciągnięte dłonie, dopiero wtedy z czystym sumieniem możemy w Polsce po chrześcijańsku obchodzić nasze milenium. W tym celu najserdeczniej zapraszamy Was do Polski.

Trwające dwadzieścia lat wzajemne milczenie zostało przełamane, choć lody jeszcze długo nie stopniały. Jednak ów pierwszy krok uczyniła Polska, nie zaś, niestety, niemiecki Episkopat. To doprawdy olbrzymi, odważny skok ponad cieniami przeszłości – szczery w każdym słowie i w każdym zdaniu.

W Polsce doszło natychmiast do spodziewanych ostrych reakcji. Naród, także polscy katolicy, nie byli przygotowani na list w takiej formie i o takiej treści (zresztą naród niemiecki także nie). Komunistyczny system wykluczał jakąkolwiek publiczną, uczciwą wymianę poglądów na temat Niemiec. I oto teraz na oczach świata wychodzi z kręgów kościelnych – nie uzgodniona ani z rządem w Warszawie, ani z Moskwą – otwarta próba dialogu z Niemcami. Nie mogło się obejść bez konsekwencji. W szeroko zakrojonej kampanii (która przynajmniej w pierwszych tygodniach okazała się niebezpieczna) organy państwowe natychmiast posądziły Episkopat o zdradę polskich interesów. Spowodowało to dramatyczne wewnętrzne napięcia. Jedność Episkopatu i narodu została poddana – dzięki Bogu na krótko – ciężkiej próbie. Nawet po 30 latach, które minęły od tych wydarzeń, nie można zaliczyć ich jedynie do „małych epizodów”.

W takiej sytuacji rzesze ludzi w Polsce, ale także niektóre kręgi w Niemczech, poczuły lodowaty wstrząs. Rozczarowanie przyniosła ostrożna, dyplomatycznie sformułowana i krótka odpowiedź niemieckich biskupów z 5 grudnia 1965 roku. Kierowano się w niej motywami politycznymi, nie brano pod uwagę – jakby w ogóle nie były znane – trudnych okoliczności podjęcia decyzji przez polskich współbraci. Starano się przewidzieć reakcję polityków z Bonn, przede wszystkim zaś jednostronnie nastawionych przywódców Związku Wypędzonych. Często po prostu „powtarzano” cytaty z listu polskich biskupów, co znacznie sformalizowało dokument. Nawet prawdziwie pasterskie wypowiedzi pokazują wyraźną powściągliwość i bezradność; niemniej list jako całość, także jego końcowe słowa, były szczere:

Z braterską czcią przyjmujemy wyciągnięte dłonie. Niech Bóg pokoju przez wstawiennictwo „Regina Pacis” sprawi, by fanatyzm nienawiści już nigdy nie rozdzielił naszych rąk.

Zasadniczo szlachetne słowa, można wręcz powiedzieć – „godne”. Nastawienie do Polski było pozytywne, wśród niektórych biskupów nawet bardzo pozytywne, nie można było jednak czy też nie chciano (jeszcze) wyrazić tego w sposób bezpośredni. Dziś, po 30 latach, trzeba bezsprzecznie stwierdzić, że historyczna szansa we wspólnych, bynajmniej nie zawsze obciążonych, dziejach kolejny raz nie została przez biskupów – jako Niemców i duszpasterzy – wykorzystana. List polskich biskupów zabiegał przede wszystkim o otworzenie – mimo wspomnianej na wstępie próby rozbicia – publicznej dyskusji na temat wartości pojednania bez wzajemnego rozliczania win. Wbrew oczekiwaniom polskich biskupów wymiana listów nie wywołała w obu częściach Niemiec większego poruszenia, niemniej w Republice Federalnej w coraz szerszych kręgach społecznych wyraźnie odczuwalna była potrzeba przemyślenia dotychczasowej niemieckiej Ostpolitik.

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?