Czytelnia

Andrzej Friszke

Czy w Polsce możliwe jest pojednanie? , Dyskutują: Mirosław Czech, Bronisław Komorowski, Zbigniew Romaszewski, Zbigniew Siemiątkowski, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Andrzej Friszke, WIĘŹ 2000 nr 4.

Bronisław Komorowski: Ja także mam wątpliwości, czy możemy dyskutować o problemie pojednania politycznego, abstrahując od wcześniejszego zdefiniowania, co to naprawdę znaczy. Pojednanie kojarzy nam się bowiem w sposób oczywisty z tym, co wydarzyło się w relacjach między Polakami a Niemcami w związku z listem polskich biskupów w roku 1966. W świecie chrześcijańskim, podzielonym „żelazną kurtyną”, list ten miał wówczas istotny wymiar polityczny, prowadził także do pojednania w wymiarze moralnym, poprzez wybaczenie i wezwanie do wybaczenia. To było istotą pojednania. Zastanówmy się, czy tamten proces w ogóle da się przełożyć na współczesne realia. Co mogłoby oznaczać dzisiaj pojednanie? Jeśli miałoby wiązać się z wybaczeniem, to kto, komu i co powinien wybaczać? Kto chciałby, aby mu wybaczono?

Pojednanie oznacza również dążenie do jedności — kogo z kim? Dążenie do jedności całego świata politycznego, który w systemie demokratycznym musi być zróżnicowany, bo taka jest istota demokracji, to utopia. Spory, różnice będą istniały zawsze. Konieczna jest jednak także zdolność do współdziałania — w imię kompromisu, o którym mówił Zbigniew Romaszewski, ale także w imię wspólnych celów, ważniejszych niż partyjny interes. Oczywiście nie da się prowadzić polityki bez kompromisu, ale rozsądna polityka, uwzględniająca rację stanu, nie jest także możliwa bez zdolności do wznoszenia się ponad podziały. Jestem zwolennikiem kompromisu politycznego i poszukiwania go w sprawach najważniejszych z punktu widzenia polskiej racji stanu, które mogą i powinny być uzgadniane ponad sferą normalnego konfliktu politycznego. U nas w kilku co najmniej przypadkach takie współdziałanie było możliwe — na przykład w kwestii demontażu systemu komunistycznego (choć interesy obu stron były wówczas zasadniczo sprzeczne), czy w dążeniu do znalezienia dla Polski miejsca w zachodnim systemie bezpieczeństwa w jego wymiarze militarnym i gospodarczym. Współdziałanie było więc możliwe w realizacji takich strategicznych celów, które są trudne do podważenia, w których imię warto różnice zacierać, a nie podkreślać. Jeżeli na tym ma polegać jedność, to proszę bardzo. Ale to nie powinno nigdy oznaczać takiej jedności politycznej, która byłaby zaprzeczeniem demokracji.

Pojednanie może się natomiast przejawiać w wygaszaniu ostrości wzajemnych negatywnych uczuć w polityce. Wrogość czy wręcz nienawiść były zrozumiałe, normalne — powiedziałbym, że była to zdrowa reakcja społeczna na to, co się w Polsce działo w stanie wojennym i wcześniej. Dzisiaj te emocje opadają. Pojednanie może więc na przykład zawierać się w zdolności dostrzeżenia i uszanowania godności przeciwnika politycznego. Pan Jezus mówił, że należy okazywać miłość bliźniego nawet w stosunku do nieprzyjaciela. A więc — szacunek do przeciwnika, dostrzeganie wartości osoby ludzkiej i szacunek dla odmiennych poglądów: taki mógłby być wymiar pojednania w sferze polityki.

Zbigniew Siemiątkowski: Generalnie zgadzam się z tym, co zostało powiedziane. Także mam zastrzeżenia do używania pojęcia „pojednanie”, które w moim odczuciu odnosi się bardziej do kategorii praw moralnych niż praw polityki. Moralność nie jest kategorią, którą można stosować do opisu zdarzeń politycznych. Można tylko oczekiwać i żądać od klasy politycznej praktykowania zasad moralnych w uprawianiu polityki. Ale — biorąc pod uwagę arsenał instrumentów używanych przez polityków — czy sama polityka jest w swojej istocie moralna? Wątpię w to.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?