Czytelnia

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki

Czyja jest Polska?

Kiedy we wrześniu 1993 roku, cztery lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, w demokratycznych wyborach zwyciężyła koalicja sił wywodzących się z PRL, napisaliśmy w „Więzi”, że rząd wprawdzie nie jest nasz, ale państwo jest nasze. Teraz, ponad osiem lat później, ludzie odwołujący się do dziedzictwa „Solidarności” mogą powiedzieć, że nie nasz jest nie tylko rząd, ale zdecydowana większość struktur władzy. Postkomunistyczny SLD bliski był tym razem bezwzględnej większości mandatów i zostawił daleko w pobitym polu wszystkie inne partie, postkomunista Aleksander Kwaśniewski z łatwością osiągnął przytłaczające zwycięstwo w pierwszej rundzie wyborów prezydenckich. Siły odwołujące się do niegdysiejszej „solidarnościowej” opozycji rządzą w części samorządów, ale i tam w wielu miejscach, z Warszawą na czele, jako oczywiste przyjmowane są koalicje z postkomunistami. Czy więc państwo jeszcze jest nasze? A poza tym — co to znaczy „nasze” państwo?

Określenie to rozumieć można na trzech poziomach. „Nasze” znaczy po pierwsze, że jest to po prostu niepodległe państwo polskie. Po dwustu latach rozbiorów, kilku różnych okupacjach oraz półwieczu niesuwerennego niby-państwa PRL przypominanie o sensie posiadania przez Polaków naszego własnego państwa nie jest bynajmniej powtarzaniem oczywistości.

W drugim sensie „nasze” jest państwo wszystkich obywateli — takie, które stwarza równe szanse, które nie różnicuje obywateli według arbitralnych kryteriów. Państwo, które takich rozróżnień dokonuje, może uznać za swoje tylko grupa uprzywilejowanych, i to tylko tych, którzy nie mają nic przeciw swemu niezasłużenie wysokiemu statusowi.

Po trzecie wreszcie „nasze” jest państwo, które odwołuje się do pewnej tradycji, mitu założycielskiego, zestawu wartości. Dzięki temu obywatele mogą się z nim utożsamić, co byłoby z pewnością znacznie trudniejsze, gdyby państwo oznaczało tylko zespół instytucji i procedur. W przypadku III Rzeczypospolitej zasadnicza jest — prócz tradycji dawniejszych, nie mniej ważnych, ale z oczywistych względów mniej spornych — tradycja oporu przeciwko komunizmowi. Nie chodziło tylko o bezpośrednią kontynuację tradycji antykomunistycznej opozycji. Kręgi, które wprost stawiały wyzwanie totalitarnej władzy, nie mogły stanowić większości, a maksyma Józefa Mackiewicza, że w zniewolonym kraju miejsce uczciwego człowieka jest w więzieniu, nigdzie i nigdy nie mogła liczyć na zbyt wielu wyznawców. Chodziło tu właśnie o wybór tradycji konstytuującej III Rzeczpospolitą, a także o pewną personalną kontynuację. Tradycja oporu przeciw komunizmowi i walki o niepodległość miała więc dostarczać aksjologicznych podstaw wolnej Polsce, a postacie z tym oporem związane miały odgrywać rolę żywego połączenia między tą tradycją a jej spełnieniem — niepodległą Rzecząpospolitą.

Nie mam tu na myśli jakiegoś opozycyjnego ekskluzywizmu, specjalnych praw dla kombatantów. Opór rozumiem tutaj bardzo szeroko — mam na myśli zarówno dostępną dla niezbyt licznych konkretną działalność opozycyjną, jak i możliwy dla wszystkich (choć nieraz za niemałą cenę) dystans wobec pereelowskiej rzeczywistości. Oczywiście wachlarz postaw wobec totalitarnej władzy był szeroki. Arytmetyczna większość wybrała rozmaite strategie przystosowawcze, zachowując tak wiele dystansu wobec władzy, jak to uważano za możliwe — zależnie od stopnia nacisku, indywidualnych możliwości i wewnętrznej siły.

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?