Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Dobre narządzie i zły nauczyciel, WIĘŹ 2001 nr 2.

W przypisie do artykułu autor wspomina mimochodem zawieszonego w swych czynnościach biskupa Jaquesa Gaillota – twórcę „wirtualnej diecezji”, która istnieje tylko w cyberprzestrzeni. To oczywiście dość odosobniony i szczególny przypadek. Chciałbym się jednak nad nim zatrzymać, gdyż doskonale pokazuje manowce internetowych chrześcijan. Mam przed sobą książkę poświęconą internetowej działalności tegoż biskupa. Tytuł jest znamienny: „Église virtuelle, Église de l’an 2000. Un évêque au royaume d’Internet” („Kościół wirtualny, Kościół roku 2000. Biskup w królestwie Internetu”). Oprócz wywiadu z bp. Gaillot, książka zawiera wybór e-maili do niego przysyłanych. Jest to niezwykła lektura, pokazująca, czym może się stać wiara z (w) sieci. W listach przeważa wdzięczność za stworzenie przestrzeni wiary dla tych, którzy „wierzą w Boga, lecz nie potrafią już tego uzewnętrzniać”. „Cyberdiecezjanie” przyznają się często, że dotąd nie byli ludźmi wierzącymi, jednocześnie jednak jednoznacznie deklarują swój dystans wobec rzeczywistej wspólnoty kościelnej. Dla nich wirtualna wspólnota, którą tworzą, jest zarazem jedyną wspólnotą im potrzebną. W ich rozumieniu winna mieć wszystkie elementy istotne dla życia kościelnego. Pytają więc, czy bp Gaillot ma zamiar wyświęcić kapłanów dla swej wirtualnej diecezji, oczekują na pierwszą „celebrację na kanale IRC”, postulują opracowanie Biblii jako prawdziwego hypertekstu. Jeden z członków tego hyper-Kościoła pyta wprost, czy organizowane są już „wirtualne chrzty”, a podpisy pod listami zaopatrzone są często w dopiski typu „diakon wirtualny” czy „chrześcijanin wirtualny”.

Zdaję sobie sprawę, że przypadek witryny www.partenia.fr jest skrajny, ale jej niezwykle dynamiczny rozwój i szeroki oddźwięk pokazują, że zachwyt nad siecią połączony z ponowoczesnym, bo nawet nie nowoczesnym rozumieniem Boga, wiary i Kościoła może stać się miejscem kreacji nowej religijnej jakości. Trudno nie postawić sobie pytania o relację takiej „cyber-wiary” do wiary rozumianej jako osobowe zjednoczenie z Bogiem, które dokonuje się w realnej wspólnocie Kościoła. Zresztą, przykład wcale nie jest odosobniony, wiemy bowiem, że istnieją witryny proponujące internetową spowiedź. Miast duchowego wysiłku, wystarczy kilka kliknięć, by być na powrót wolnym...

Teolog protestancki H. Michel stawia tezę, że głoszenie Boga nie jest już przywilejem wydarzeń rzeczywistych dokonujących się pomiędzy amboną a ławkami. Według niego zjednoczenie mistyczne między człowiekiem a Bogiem może dokonać się także w królestwie wirtualnym. Przyznaję, że nie wiem, w jaki sposób miałoby się to dokonać, bo chyba model zaproponowany przez bp. Gaillot nie należy do najbardziej udanych.

Anonimowy Hyde Park

Powyższy przykład wskazuje na jeszcze jeden problem związany z cybernetyczną ewangelizacją, natury teologiczno-prawnej. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że możliwości stworzenia własnej witryny są de facto niczym nie ograniczone. Wystarczy mieć tylko komputer o standardowym wyposażeniu, modem i minimalną umiejętność pracy w jakimś programie do tworzenia stron. Nie jest wcale problemem znalezienie serwera, na którym można by tę stronę umieścić. Wiemy też, że kontrola nad internetem jest właściwie niemożliwa i każdy może umieścić, co chce. Instrumentów, którymi można by nad tym mega-śmietnikiem panować, nie ma i pewno nie będzie. Internet jako medium realnie nigdzie nie istniejące, a więc tym samym pozbawione centrum, z natury swej jest niekontrolowalne. Przecież nawet sieciowa etykieta, czyli „netykieta”, jest tylko kwestią dobrej woli i dobrego wychowania.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?