Czytelnia

Mirosław Pilśniak OP

Dorosłe dzieci?, Dyskutują: Anna Radziwiłł, Jacek Hołówka, Mirosław Pilśniak OP, WIĘŹ 2003 nr 12.

Ucieczka przed lękiem

— Czyli uważa Ojciec, że tym, co blokuje dążenie do dorosłości, jest lęk przez trudną przyszłością?

M. Pilśniak: Być może lęk, ale z drugiej strony pewnie nierealistyczne myślenie o dorosłości rodem z kolorowych pisemek, które trąbią, że jeżeli chcesz być szczęśliwy, to proszę bardzo — masz tu cały katalog elementów potrzebnych do szczęścia. Trzeba tylko zapłacić i wszystko dostajesz gotowe. Problem jedynie w tym, że to nie młodzi mają płacić, tylko ich bogaci rodzice albo bank, który udzieli odpowiedniego kredytu, którego — zdaje się — nigdy nie trzeba będzie spłacać. To jest taki trend kulturowy, który się niemal wszędzie powiela, a ponieważ zawiera w sobie sugestię, że jest łatwy do realizacji, atrakcyjny i wygodny, więc dlaczego młody człowiek nie miałby tego spróbować?

A. Radziwiłł: Spytajmy też, czy my, nauczyciele polscy, uczymy dojrzałości. Bardzo chciałabym, żeby tak było, ale nie mogę oczywiście odpowiedzieć jednoznacznie za wszystkich. Bywa tak, że my nauczyciele również bardzo boimy się świata, zdarzają się nam postawy roszczeniowe, że raczej nam się coś należy niż że my mamy jakieś zobowiązania wobec świata, za coś jesteśmy odpowiedzialni. Poza tym, trzeba też pamiętać o tym, że nauczyciele usłyszeli od Kościoła, od intelektualistów, od rodziców, że oni nie są po to, żeby wychowywać, a jedynie po to, by uczyć, bo od wychowywania jest jedynie rodzina. Taka jest dziś atmosfera. A ponieważ coś takiego usłyszeli, to mają alibi, żeby się za bardzo nie starać.

Pomijając jednak ten problem, myślę, że uczymy dojrzałości, bo staramy się uczyć radzenia sobie w życiu. Może nie tyle w życiu, co z życiem. Dojrzałości uczy się poprzez próby wyjaśniania tego, co się dzieje wokoło, bo przecież im więcej rozumiem, tym mniej się boję.

Poza tym istotne jest też uczenie umiejętności dokonywania wyboru — w tym sensie, że zawsze jest coś za coś. Prawie nigdy nie ma takiej sytuacji, że coś jest dobre, skuteczne i świetne, a coś innego złe, głupie i niewarte zachodu. Niemal zawsze za wybór czegoś trzeba zapłacić czymś innym. Tak rozumiem uczenie dojrzałości, nie ma bez tego wychowania .

Chciałabym się jeszcze odnieść do tego, co powiedział Ksiądz, że obecni młodzi ludzie nie mają przeżycia pokoleniowego, które mogłoby ich integrować, pomagać w odkrywaniu tożsamości. Co pewien czas różne gazety swoimi artykułami próbują takie doświadczenia pokoleniowe kreować, ale na ogół im to nie wychodzi. Jednak trzeba pamiętać, że większość dziejów ludzkości toczyła się bez doświadczeń tak dramatycznych, że historia często się wycofywała, nie organizowała życia konkretnych pokoleń. Ta wielka historia wtedy wchodzi w życie człowieka, gdy z jej powodu mogą mi spalić dom, mogą mnie zabić, uwięzić, gdy przeżywam jakiś przełom dziejący się na moich oczach. Nie widzę tu więc jakiegoś wyjątkowego problemu czy dramatu współczesnego pokolenia.

— Oczywiście, w perspektywie historii ludzkości — na pewno tak. Ale czy na przykład ostatnie dwa stulecia historii Polski nie niosły ze sobą takich doświadczeń, że każde pokolenie było mocno naznaczone jakimś przełomowym momentem? Były kolejne powstania, wojna, potem stalinizm, potem opozycja, aż w końcu stan wojenny — i bez względu na to, po jakiej stronie się ktoś opowiadał, te doświadczenia stanowiły podstawowy punkt w samookreślaniu się grup wiekowych. Natomiast to pokolenie, może jako pierwsze od dawna, takiego doświadczenia nie ma...?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Mirosław Pilśniak OP

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?