Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Ewangelizacyjna kokieteria, WIĘŹ 2003 nr 3.

Czasami się zastanawiam, ilu z naszych wiernych jest na drodze wiary o wiele dalej (w sensie początku, oczywiście) od starożytnych katechumenów, których przecież odsyłano po liturgii słowa Bożego, wychodząc z założenia, że nie są jeszcze gotowi, by wkroczyć w Misterium.

Pomiędzy błyskotką a pięknem

To co piszę, tylko pozornie nie ma związku z „Mszą świętą infantylną”. Albowiem „infantylna” może być nie tylko Msza dla dzieci, ale i dla młodzieży, i dla dorosłych. Skąd się bierze potrzeba tej „infantylizacji”? Z przekonania, że Msza święta (i każda inna liturgia) jest dla wiernych za trudna, zbyt statyczna i niezrozumiała, że nie są zdolni do jej przeżycia, gdy „zaserwuje się” ją w klasycznym wydaniu. I wtedy rodzi się w Kościele pokusa „ewangelizacyjnej kokieterii” – po to, by uwieść tych, którzy w naszym przekonaniu nie są w stanie znieść liturgii w jej klasycznym, wysokim wydaniu.

Eksperymenty liturgiczne, który miały i mają wciąż miejsce w Kościołach Europy Zachodniej wyrosły – choćby częściowo – z tego właśnie przekonania. Sam miałem okazję takim eksperymentom się przypatrywać, jeżdżąc przez kilka lat na wakacje do zaprzyjaźnionej francuskiej parafii. Przykład pierwszy z brzegu takiego procederu, to wprowadzanie pozabiblijnych czytań do liturgii sakramentu małżeństwa (króluje tutaj „Mały Książę”) czy też nagrań piosenek pop, które choć o miłości mówią, to daleko im do „Pieśni nad pieśniami”.

Zależność jest prosta: im mniejsza jest świadomość (głębokość? jak ją zmierzyć?) wiary, tym większa potrzeba ewangelizacyjnej kokieterii, sztuczek, chwytów, nietuzinkowych propozycji, przyciągających błyskotek, słowem – fajerwerków. Im dalej postępujemy na drodze wiary, tym mniejszą uwagę zwracamy na „opakowanie”.

Pokusa infantylizacji, fałszywego upraszczania jest więc wielka. Jako organizatorzy Przystanku Jezus stajemy przed tym dylematem co roku. Ile „czadu” trzeba włożyć w nasze przystankowe propozycje, by były atrakcyjne? Jak znaleźć granice, poza którymi atrakcyjność przesłoni istotę propozycji wiary i sama stanie się treścią? Jak jej nie przekroczyć? A przede wszystkim, jak szukać ciekawszych, bardziej komunikacyjnych form, które wyrastają z samej istoty liturgii, a nie pochodzą z zewnątrz, z popkulturowej papki, bo wówczas byłyby jej obce, by nie powiedzieć czasami – wrogie, a nawet zabójcze?

Propozycja ks. Jacka Dunin-Borkowskiego, by Mszę świętą infantylną zastąpić Mszą świętą zastąpić Mszą świętą rodzinną, czyli z udziałem dzieci, jest absolutnie zasadna. Ja bym poszedł jeszcze dalej. Zastąpiłbym wszystkie Msze święte infantylne, nie tylko te dla dzieci, po prostu Mszą świętą. Ale musimy liczyć się z realiami. Musimy mieć świadomość, kto w tych liturgiach bierze udział, albo właściwiej – kto na nich jest, bo „bierze udział” to bardzo często o wiele za dużo powiedziane, także zresztą z winy nas-księży.

Idealne są sytuacje, gdy na Eucharystii mamy jednorodną, dojrzałą grupę wiernych. Wtedy można skupić się na pięknie, a nie na błyskotkach. Sam miałem taką komfortową sytuację, będąc przez dwa lata duszpasterzem akademickim, ale to było – piszę to bez snobizmu – dość elitarne duszpasterstwo. Na zwykłej parafialnej Mszy świętej niedzielnej jest zgoła inaczej. Tam zamiast elity mamy tygiel religijnych postaw. I wszystkich w tym tyglu trzeba jakoś zadowolić i zainteresować. Chyba nie da się tego zrobić bez jakiejś ewangelizacyjnej kokieterii, bez mniejszych czy większych fajerwerków. A cena, jaką się zapłaci, trzymając się kurczowo liturgicznego puryzmu, jest bardzo wysoka. Tą ceną jest brak kontaktu. A stąd już niedługa droga do tego, by się po prostu na ludzi obrazić. A na to pozwolić nam sobie nie wolno.

1 Zob. Kongregacja Kultu Bożego, „Dyrektorium o Mszach świętych z udziałem dzieci”, w: „To czyńcie na moją pamiątkę. Eucharystia w dokumentach Kościoła”, oprac. ks. J. Miazek, Warszawa 1987, ss. 219-238. Zob. także: „Zalecenia duszpasterskie Episkopatu Polski w związku z Dyrektorium o Mszach świętych z udziałem dzieci”, tamże, s. 236-240.
2 Za: Wojciech Cwalina, “Generacja Y – ponury mit czy obiecująca rzeczywistość”, w: “Internet. Fenomen społeczeństwa informacyjnego”, red. T. Zasępa, Częstochowa 2001, s. 35.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?