Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Jerzy Sosnowski, Język w potrzasku, WIĘŹ 2005 nr 12.

Jeśli zatem tak często w sytuacjach, wymagających tradycyjnej formy, zaczynamy mówić gwarą, albo — co zdarza się bodaj jeszcze częściej — sięgamy po wulgaryzm, który dzięki swej ekspresyjnej sile wydaje się bardziej bezpośredni, bardziej prawdziwy od (konwencjonalnego przecież) eufemizmu, to robimy tak właśnie posłuszni wezwaniu, by się nie zakłamywać, by bliźnim składać nieustająco wiarygodne świadectwo o stanie naszego ducha. Forma wydaje nam się zawalać drogę, na której spodziewamy się skontaktować bezpośrednio z rzeczywistością. Myśl, że ludzka, kulturowa rzeczywistość może mieć z natury swojej charakter teatru, rytuału, że zatem odrzucając rytuał kontaktujemy się, o ile w ogóle, jedynie z rzeczywistością przyrodniczą, z nieomal zwierzęcą prawdą o nas samych — ta myśl zdaje mi się współcześnie całkowicie nieobecna.

Wszelako istnieje zestaw wydarzeń i problemów, na tyle odległych od naszego codziennego, jednostkowego życia, że nie mają one w naszym prywatnym słowniku odpowiadających im terminów. Wtedy dochodzi do innego zjawiska, które ostatnio znalazło w polskiej literaturze brawurowe odbicie. Mam na myśli książki Doroty Masłowskiej: jej fenomenalny słuch językowy powinien zainteresować nawet tych czytelników, których odstręcza opisywany przez nią świat. Podczas spotkań autorskich Masłowska deklaruje, że fascynuje ją, jak wiele wygłaszanych przez nas zdań nie ma w istocie żadnej treści, jest bezwiedną układanką absurdalnie wymieszanych cytatów. Oto próbka: bohater „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” oburza się na tych, którzy chcą wysprzedawać nasz kraj jako pierwszy z brzegu lumpeks, kupę szmat i dawnych płaszczów z metką Mińsk Mazowiecki, starych pociętych pasków za przeproszeniem, gdyż w moim pojęciu jedynym środkiem jest tu wypędzenie ich z domów, wypędzenie ich z bloków i uczynienie naszej ojczyzny ojczyzną typowo rolniczą, która produkuje chociażby właśnie na eksport zwykły polski piasek, który ma szansę na światowych rynkach w całej Europie. Gdyż to są właśnie moje poglądy natury lewackiej (...). Na światowych rynkach w całej Europie! Albo, z najnowszej powieści „Paw królowej” — oto opis odwiedzin u bohatera Świadków Jehowy, którzy przedstawiają mu taką panoramę problemów współczesności (cały tekst utrzymany jest w rytmie rapu): Strzelaniny w szkole, giną nauczyciele i uczniowie, na targowiskach wybuchające bomby, kościoły popierają obie walczące strony, nie nadają się do picia skażone gruntowe wody (...). Ratatatata zabija z pistoletu brata rodzony brat, a z perełki wyszedł dziad, cały świat posolił, strzelaniny w szkole, któregoś dnia sam się dowiesz, jak w głowie człowiekowi potrafią zawrócić jehowi, tyle aspektów strasznych przedstawili Retro Stanisławowi (...), że marzył już tylko o życiu w Szwecji prostym i skromnym, o zostaniu szwedzkim pastorem jehowym i życiu dobrym, pomaganiu ludziom chorym (...). Precyzyjne szyderstwo i zarazem zapis na żywo, transmisja live charakterystycznego procesu: mowa dotycząca spraw większych niż życie prywatne zmienia się w zestaw dowolnie kombinowanych gotowców. Każdy z nich, rozpatrywany osobno, ma jeszcze jakiś związek z rzeczywistością (dobre jest przecież „pomaganie ludziom chorym”, a na targowiskach naprawdę wybuchają bomby), ale w sumie stają się one bełkotem. Tak w polszczyźnie obumierają frazeologizmy, którym nie ufamy, plenią się za to frazesy.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?