Czytelnia

Język wiary i niewiary

Kościół w Polsce

Zespół Laboratorium WIĘZI, Zalety i przywary polskiego języka wiary, WIĘŹ 2011 nr 2-3.

Z drugiej strony groźne jest także zbytnie uproszczenie języka wiary. O. Michał Paluch przestrzega: „język wiary może łatwo zacząć powielać i utrwalać płycizny kultury masowej w (chwalebnej skądinąd) pogoni za wiernymi oddalającymi się od Kościoła”. Szukanie nowego języka nie może prowadzić do „teologii disco-polo”. Nie można też, jak podkreśla o. Piotr Jordan Śliwiński, ulegać medialnej presji, „aby wszystko było jasne i możliwe do powiedzenia w paru zdaniach”. Mianem „oskalpowywania języka wiary” określa on rezygnację z głoszenia przekazu nieakceptowanego w mediach, co może przybrać formę używania eufemizmów, rozmywania granic znaczeń pojęć czy pomijania całych fragmentów nauczania.

Wielkim zagrożeniem jest pośpiech — pisze Ewa Kusz — „brak zatrzymania się, posłuchania Boga, siebie i drugiego człowieka”. Taki pośpiech również prowadzi do ideologizacji języka, a nie do jego personalizacji. „Będą zabiegani ludzie, którzy będą korzystać z jednego lub drugiego zasobu religijnego, albo też z oferty przeciwnej”.

Marek Rymsza wskazuje na dwa istotne zagrożenia związane z trwającymi procesami kulturowymi sprowadzającymi wiarę do prywatności. Pierwsze z nich to „zauważalne rozchodzenie się języka religii i języka wiary. Między oboma zawsze istniały i istnieć będą różnice, a nawet pewne napięcia. Język religii syntetyzuje i obiektywizuje doświadczenie wiary liczone pokoleniami współwyznawców; odnosi je do doktryny wiary oraz instytucjonalizuje (język liturgii czy oficjalnych dokumentów kościelnych). Język wiary zapisuje i komunikuje z kolei doświadczenia związane z indywidualnym przeżywaniem wiary i jako taki jest znacznie bardziej subiektywny, wieloznaczny, zmienny. Zadaniem Kościoła — jako wspólnoty i instytucji — w sferze komunikowania się jest dążenie do integracji obu języków, zarówno poprzez obiektywizowanie języka wiary, jak i ciągłe ożywianie języka religii. To dwie strony tego samego procesu. Gdy takiej integracji brakuje (a oznaki takiego stanu rzeczy dają się, moim zdaniem, zauważyć), język religii odrywa się od codziennego doświadczenia osób wierzących, staje się językiem odświętnym, oficjalnym, którego pojęcia jakby tracą swoje dotykalne desygnaty. Wypowiadamy pewne słowa, całe frazy, bo w określonych okołokościelnych sytuacjach tak wypada, ale niewiele w ten sposób komunikujemy. To taki język do okazjonalnych kontaktów parafian z księdzem. Gorzej, gdy staje się również językiem komunikacji księdza z wiernymi. A język wiary, nieobiektywizowany, niejako oderwany od religii, staje się z kolei wsobny, nieprzekładalny, redukowany do wyrażania emocji; mówiąc w skrócie — uprywatnia się”.

„Owemu uprywatnieniu języka wiary sprzyja we współczesnej Europie (także w Polsce) wypychanie praktykowania wiary ze sfery publicznej do sfery czysto prywatnej” — kontynuuje Rymsza. Ruch poprawności politycznej — dla którego język jest przede wszystkim narzędziem kształtowania świadomości społecznej, a nie komunikacji — doprowadził do tego, że „coraz rzadziej zwykłe media zauważają religijny wymiar życia ludzi, także tych regularnie praktykujących. Nawet serial Plebania opowiada o wszystkim, tylko nie o doświadczeniu wiary osób duchownych. Dziennikarze niejako krępują się pokazywać świat wiary. A po jakimś czasie po prostu niewiele potrafią o nim sensownego ludziom powiedzieć. To, co nienazywane, poniekąd przestaje istnieć w społecznym obiegu”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Język wiary i niewiary

Kościół w Polsce

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?