Czytelnia

Konrad Sawicki

Konrad Sawicki,Klucz do wykluczania, WIĘŹ 2012 nr 10.

Jeśli ktoś zdecyduje, że chciałby swoje odejście upublicznić, konieczne jest wejście na drogę oficjalną, którą w Kościele katolickim w Polsce reguluje dokument zatytułowany Zasady postępowania w sprawie formalnego aktu wystąpienia z Kościoła z 2008 roku (dostępny m.in. na stronach www.episkopat.pl). Tylko zastosowanie się do zawartych tu wskazań będzie kanonicznie skuteczne. Taka procedura zakończy się dokonaniem odpowiedniego wpisu w parafialnej księdze ochrzczonych, na marginesie aktu chrztu odstępcy.

Niespodziewanie w tym kontekście pojawiły się głosy księży i biskupów przypominające, że w istocie człowiek, który formalnie wystąpił z Kościoła, i tak nadal jest jego członkiem. Ks. dr hab. Piotr Majer z Instytutu Prawa Kanonicznego na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie mówił w wywiadzie dla KAI:

Właściwie zamiast o „wystąpieniu” można by było mówić o „odstąpieniu” od wspólnoty wierzących, bowiem nie można wystąpić, czyli „wypisać się” z Kościoła w ten sam sposób, jak się rezygnuje z członkostwa w świeckiej organizacji. Do Kościoła wchodzi się wraz z przyjęciem chrztu, a ponieważ skutków chrztu nie da się unicestwić, nie da się tak naprawdę „wystąpić” z Kościoła. Można zerwać z nim widzialne, formalne więzy, ale nie da się zniweczyć miłości Chrystusa, który nabył nas własną krwią (zob. Dz 20, 28). Dlatego mówimy o apostazji dokonywanej przez formalny akt, kładąc nacisk na to, że chodzi o przyjęcie do urzędowej wiadomości woli człowieka, który nie chce mieć z Kościołem nic wspólnego. Nie można natomiast mówić o absolutnym odejściu ochrzczonego od Kościoła.

Nastąpiła poważna konsternacja. Jak to? Gdy jesteśmy za in vitro, to straszą nas ekskomuniką, a jak ktoś sam chce z Kościoła odejść, to nie może?

Wykluczenie jako cierpienie i dar?

Z teologicznego punktu widzenia cytowana wyżej opinia jest naturalnie jak najbardziej słuszna. Formalny akt apostazji ma bowiem takie same konsekwencje jak dokonanie aborcji. Z mocy samego prawa na apostatę zostaje nałożona ekskomunika. A jak już wspominaliśmy, człowiek obłożony taką karą nie zostaje „wyrzucony” z Kościoła, nadal do niego należy, jednak zostaje ustawiony poza życiem ziemskiej wspólnoty Kościoła. A na dodatek w niebezpieczeństwie śmierci ekskomunika ulega zawieszeniu. W takiej sytuacji apostata, jeśli chce, może otrzymać sakramentalne rozgrzeszenie, przyjąć namaszczenie chorych i komunię. Pod warunkiem, że o to dobrowolnie poprosi i okaże postawę nawrócenia.

Wspomniana wyżej konsternacja wynikała więc z pomieszania porządków. W porządku mistycznym — chrztu, czyli osobowej więzi z Chrystusem, nie da się zamazać. Z drugiej strony formalna apostazja stawia odstępcę poza życiem Kościoła tu i teraz. W związku z tym dla człowieka, który w nadprzyrodzoną więź nie wierzy, apostazja jest właściwie całkowitym opuszczeniem Kościoła. Inaczej będzie oczywiście odbierał ten akt człowiek wierzący — dla niego apostata porzucający eklezjalną wspólnotę, przez chrzest nadal pozostanie związany z Kościołem.

Jeśli nawet przyjąć takie tłumaczenie, otwarta pozostaje kwestia przynależności do Kościoła i jego granic. Z zaprezentowanych tu wywodów wynika bowiem, że w granicach Kościoła mieści się każdy ochrzczony, właściwie niezależnie od tego, co czyni. W tym też kierunku można by interpretować niektóre wypowiedzi Benedykta XVI. Gdy w czerwcu tego roku papież spotkał się z rodzinami całego świata i odpowiadał na ich pytania, pojawiła się kwestia małżonków żyjących w ponownych związkach. Odpowiedź była następująca:

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Konrad Sawicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?