Czytelnia
Konrad Sawicki,Klucz do wykluczania, WIĘŹ 2012 nr 10.
Postawa, jaką przyjmiemy wobec rodzin rozbitych, będzie miała wpływ na zbliżenie się Kościoła do pokolenia dzieci. Taki przykład: kobieta została porzucona przez małżonka i znalazła nowego towarzysza, który podjął się opieki nad nią i nad jej dziećmi. Ta druga miłość jest udana. Jeżeli będziemy dyskryminować tę rodzinę, to na zewnątrz Kościoła znajdzie się nie tylko matka, ale także jej dzieci. Jeśli rodzice są poza Kościołem i nie czują wsparcia, to Kościół straci także następne pokolenia. Przed przyjęciem Komunii modlimy się: „Panie, nie jestem godzien”. Wiemy dobrze, że nie jesteśmy godni i że także oni nie są godni. Miłość jest łaską. Miłość jest darem. Pytanie o to, czy rozwiedzieni mogą przystąpić do Komunii świętej, powinno być odwrócone: w jaki sposób Kościół powinien przyjść z pomocą i zbliżyć się z mocą sakramentalną do tych, których sytuacja rodzinna jest skomplikowana?
Zatem zmiana języka, jakiego używa Kościół wobec tych, którzy są w jakiś sposób ze wspólnoty wykluczeni, powinien wiązać się również ze zmianą postawy wobec nich. A brak tych zmian może mieć poważne konsekwencje. Dodajmy też dla pełnego obrazu sytuacji, że za wykluczający język odpowiedzialni są nie tylko niektórzy przedstawiciele Kościoła hierarchicznego oraz niektórzy publicyści, ale także wierni. Dość wspomnieć o wręcz napastliwych atakach tradycjonalistycznych i fundamentalistycznych katolików na ideę duszpasterstw par żyjących w ponownych związkach.
Powiedz mi, jaką partię popierasz, a powiem ci, czy należysz do Kościoła
Wróćmy jeszcze do wiary i konstatacji, że to ona (lub jej brak) w istocie decyduje o naszej przynależności do Kościoła. No właśnie — wiara. Tylko jak rozumiana? Obserwacja polskiego życia publicznego pokazuje, że Polacy mają różne warianty jej rozumienia. I w zależności od tego, który wyznają, tak odnoszą się do katolików inaczej myślących.
Niedawno o. Tadeusz Rydzyk wyraził wątpliwość, czy Bronisław Komorowski jest katolikiem. W tej ocenie nie były ważne dla redemptorysty fakty, że prezydent regularnie uczestniczy w Mszy św. i przyjmuje Komunię. Decydujące okazało się to, że, jak powiedział o. Rydzyk, prezydent: „opowiada się za aborcją, za in vitro, za zabijaniem najbardziej bezbronnych. A jakie są jego poglądy w sprawie tzw. związków partnerskich?”. Ocena deprecjonująca katolickość człowieka oparta jest tu na poglądach w sprawie regulacji prawnych, a nie na osobistych czynach lub deklaracjach. W ten sposób religia niebezpiecznie stapia się z polityką. Inaczej mówiąc, wedle o. Rydzyka przynależność do Kościoła powinna przekładać się nie tylko na to, w co wierzę i co sam czynię, ale też na to, jaki model państwa popieram. Jeśli inny niż proponowany przez środowiska konserwatywne, nie jestem godzien miana katolika, co jednocześnie sugeruje, że osoba oceniająca próbuje wyrzucić mnie poza granice Kościoła.
Faktem jest, że zdarzają się podobne wypowiedzi w odwrotnym kierunku. O. Ludwik Wiśniewski podczas IX Zjazdu Gnieźnieńskiego (16-18 marca 2012) wystąpił na przykład z kontrowersyjną deklaracją skierowaną wobec księdza, który w swej publicystyce jawnie sympatyzuje z Prawem i Sprawiedliwością oraz ostro krytykuje rząd Donalda Tuska. Tak scenę tę opisał Tomasz Wiścicki:
O. Wiśniewski [] w emocjonalnym tonie zaatakował imiennie ks. Henryka Zielińskiego, redaktora naczelnego tygodnika „Idziemy”. Swoją krytykę jego artykułu wstępnego zakończył stwierdzeniem, że to pismo nie jest dla niego w ogóle katolickie (WIĘŹ 2012 nr 5-6).