Czytelnia
Kobiety i polityka, Z Hanną Suchocką rozmawiają Stefan Frankiewicz i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 1993 nr 1.
- Z całą pewnością nie da się o Pani powiedzieć, że jest Pani „babą na świeczniku': Pani jest po prostu kobietą na świeczniku. Błyskawicznie znalazła się Pani w czołówce popularności osób działających publicznie. Swoją postawą – chcąc nie chcąc – tworzy Pani dla wielu Polek pewien wzór bycia kobietą współczesną, zaangażowaną w życie społeczne. W tym obrazie zawiera się również styl ubierania się, odnoszenia do innych. Czy jest to model kobiety pragnącej wykazać, że może być lepsza od mężczyzn? Czy też kobieta ta po prostu pragnie jak najlepiej wypełniać swe obowiązki? Jakie są wartości i cechy, które chciałaby Pani przekazać kobietom spod świecznika?
- Wracamy uparcie do pytania o rywalizację z mężczyznami. Konkurencja z nimi – jak już mówiłam – zawsze była dla mnie czymś normalnym.
Ubieram się tak jak lubię. Szczerze mówiąc nie chciałabym myśleć, że – co do ubioru – stanowię wzór dla wielu kobiet. Ostatecznie zgodziłam się być premierem, a nie modelką. Mimo wszystko zdaję sobie sprawę, że jestem obserwowana. Muszę wyglądać dobrze, zwłaszcza za granicą, gdzie reprezentuję nie tylko siebie, ale i Polskę.
Natomiast jeśli moim wzorem kobiety będą bardziej angażować się w życie publiczne, to bardzo dobrze. Jestem pewna, że my, Polacy, a przede wszystkim my, Polki, angażujemy się w sprawy publiczne za mało. A demokracja przecież polega na tym, by jak najmniej o nas decydowało się bez nas. Komplement, który powiedział mi Pan, mówiąc, że staram się wypełniać swoje obowiązki, jak najlepiej potrafię, pozostawiam bez komentarza.
- Czy wedle prawniczej i politycznej oceny Pani Premier rzeczywiście istnieje tak olbrzymia przepaść – jak to sugerują wypowiedzi różnych polityków – między zasadą rozdziału Kościoła od państwa a zasadą autonomii i współpracy obu tych ciał? Czy spór nie toczy się tu czasem tylko o słowa?
- Nad określaniem zasad rozdziału państwa od Kościoła ciąży zła tradycja minionych 40 lat. Polegała ona na przeciwstawianiu państwa Kościołowi. Nazywając pewne fakty nie można abstrahować od pojęć zastanych. Tak więc też w tej sprawie nie jest to tylko spór o słowa. Jest to kwestia całego kontekstu, jaki za tymi słowami się kryje.
- Jaki model stosunków Kościół państwo chciałaby Pani uznać za swój ideał? Czy model taki powstaje obecnie i pozostanie po rządzie Hanny Suchockiej?
- Partie koalicyjne powołując rząd umówiły się, że sprawy ideologiczne i światopoglądowe pozostaną poza sferą oddziaływania rządu. Umowa ta jest ciągle dotrzymywana.
Ja oczywiście mam swój własny pogląd na tę sprawę i jest on jasny i niezmienny. Jeszcze w Sejmie poprzedniej kadencji, w trakcie prac Komisji Konstytucyjnej, gdy przygotowywaliśmy rozdział o stosunku państwa do Kościoła, stwierdziłam, że jedną z podstawowych zasad przyszłej konstytucji winna być wyrażona wprost i w odmienny niż dotychczas sposób zasada stosunku państwa do Kościoła. Konstytucyjne uregulowanie stosunków między państwem a Kościołem katolickim winno zostać oparte na zasadzie wzajemnego poszanowania, autonomii i współdziałania. Chodzi tu o inne widzenie stosunków, które do tej pory oparte były na nieprecyzyjnej zasadzie rozdziału Kościoła od państwa. Rozdział taki dotyczyć może tylko sfery instytucjonalnej. Separowanie dobra Kościoła i dobra państwa powinno natomiast ustąpić w interesie dobra osoby ludzkiej, która jest członkiem obu tych wspólnot jednocześnie.