Czytelnia

Benedykt XVI

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś, Kościół dla grzeszników, WIĘŹ 2006 nr 7-8.

Papież przypomina tu podstawową prawdę wiary. Wierzymy... Podczas każdej niedzielnej Eucharystii powtarzamy w Credo: Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. „Wierzę...” Patrząc z bliska na ludzi Kościoła, na samych siebie, widzimy wiele dobra, ale widzimy też ludzkie ograniczenia, słabości, grzechy. Utożsamiając Kościół z ludzką instytucją, trudno uznać jego świętość. Dlatego potrzebna jest wiara. Ojcowie Kościoła chętnie porównywali go z księżycem, który ma dwie strony: jasną, oświetloną blaskiem Słońca, którym jest Chrystus, i tę drugą, ciemną, ludzką. Wiara w świętość Kościoła jest konsekwencją wiary w Chrystusa. To On, Zmartwychwstały, żyje w swoim Kościele, jest w nim obecny – w słowie Bożym, w Eucharystii – pokarmie grzeszników, w Duchu Świętym, który „tchnie, kędy chce” i działa poprzez wszystkich ludzi dobrej woli, nie tylko katolików, nie tylko chrześcijan.

Wśród czterech znamion Kościoła, wymienianych w Credo, są też „powszechność” i „apostolskość”. Teologia fundamentalna podpowiada, że Kościół jest powszechny w tym sensie, że wszystko, co autentycznie ludzkie, ma w nim swoje miejsce, znajduje azyl. Z kolei „apostolski” znaczy, że Kościół opiera się na fundamencie Dwunastu, z Piotrem na czele, ale znaczy też, że jest po ludzku ułomny, jak ułomni byli Apostołowie. Do końca czasów ewangelie będą opowiadały o głupocie i chorobliwej ambicji synów Zebedeusza, o słabym charakterze i zaparciu się Piotra, o niedowiarstwie Tomasza. W tym sensie antropologicznym wszyscy, wraz z pasterzami Kościoła, jesteśmy ludźmi grzesznymi, którym zdarzają się błędy, potknięcia i upadki.

Czy jednak tylko taki, najbardziej ogólny sens „grzeszności” miał na myśli Papież? Wydaje się, że nie. Świadczy o tym kolejne cytowane zdanie: Trzeba odrzucić chęć utożsamiania się jedynie z bezgrzesznymi. Zdanie to, mające formę moralnego nakazu, zawiera, jak sądzę, adresowaną do ludzi Kościoła wyraźną przestrogę przed uleganiem pewnej pokusie. Przez „bezgrzesznych” należy tu rozumieć świątobliwych, pobożnych, wiernych chrześcijan. Pokusa, by odnosić się wrogo do „synów marnotrawnych”, którzy opuszczają za młodu bezpieczny rodzinny dom, wyłamują się spod władzy ojca, by szukać szczęścia na własną rękę w „dalekich krajach”, towarzyszyła gorliwym wyznawcom Chrystusa od pierwszych pokoleń, o czym wymownie świadczy przypowieść z Ewangelii św. Łukasza (powstałej w latach 70-80, uwzględniającej, zdaniem biblistów, kontekst ówczesnych gmin chrześcijańskich). Powiedzielibyśmy, że ów wierny syn z Łukaszowej przypowieści, zamknięty na ojcowskie miłosierdzie i na prawdziwą miłość braterską, to typ wielu dzisiejszych „gorliwych, dobrych katolików”, tych uważanych za „bezgrzesznych”.

Kim w takim razie byliby – w przeciwieństwie do nich – ci „grzeszni”? Czyżby – trzymając się jednej ze ścieżek interpretacyjnych wspomnianych na początku, tej „lustracyjnej” – miał Papież na myśli tylko duchownych, którzy splamili się współpracą z komunistycznymi służbami i donosili na swoich współbraci? Czy nie mamy prawa rozumieć papieskiej myśli o wiele szerzej? Czy nie chodzi tu o tych wszystkich mężczyzn i kobiety, coraz liczniejszych, którzy nie mieszczą się w ramach wizerunku „dobrego katolika”: o wątpiących, zniechęconych, niepokornych, odchodzących od praktyk religijnych, zagubionych wśród zgiełku różnorodnych propozycji masowej kultury, ulegających nowym obyczajom, a także o tych, którzy są tak poranieni lub obciążeni trudami życia, że nie są w stanie sprostać moralnym wymaganiom Kościoła i w rezultacie, nie chcąc żyć w stałym poczuciu winy, odwracają się od niego? Można po ludzku zrozumieć, że z tymi „nowymi grzesznikami” duszpasterzom trudno przychodzi się utożsamiać. A jednak Benedykt XVI apeluje wyraźnie i stanowczo: Trzeba odrzucić chęć utożsamiania się jedynie z bezgrzesznymi.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Benedykt XVI

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?