Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki

Kraj jak pole bitwy

Kilka miesięcy po wojnie w Libanie nie widać już plam krwi, nie czuć zapachu śmierci. Materialne ślady zniszczenia są wciąż widoczne, choć trwają gorączkowe prace nad odbudową. Paradoksalnie, właśnie w tym czasie nowoczesne sposoby zniszczenia ujawniają swe fascynujące oblicze. Przejeżdżając po saperskim moście w środku Bejrutu, zastępującym precyzyjnie zniszczony — sąsiednia, gęsta zabudowa pozostała praktycznie nienaruszona — wiadukt nad ruchliwą ulicą, łatwo zapomnieć, co stało się z ludźmi przejeżdżającymi w tym miejscu w chwili ataku. Pobliski budynek stoi w całości, tyle że nie ma w nim szyb ani części ścian zewnętrznych. Dopiero po chwili przychodzi na myśl pytanie, co stało się z jego mieszkańcami.

Fascynacji nowoczesnym zniszczeniem sprzyjają też widoki podczas podróży drogami Libanu. Nadmorska autostrada z Bejrutu na południe, ku Sydonowi i Tyrowi, jest w dobrym stanie, stoją wzdłuż niej drogowskazy i reklamowe billboardy. Nie ma tylko wiaduktów; ruiny niektórych już usunięto, pozostały tylko przyczółki. Resztki innych leżą w poprzek drogi, tarasując przejazd. Jeszcze inne stoją, tyle że z wybitymi kilkumetrowymi dziurami, z betonu sterczą zbrojeniowe pręty. Co kilka-kilkanaście kilometrów trzeba zjeżdżać na boczne drogi, prowizoryczne jezdnie albo zgoła na dno wąwozów, nad którymi autostrada wiodła po wiadukcie. Obok uwijają się ekipy drogowców, pracują maszyny — trwa odbudowa.

Ogromny, podobno największy w świecie arabskim wiadukt na „Drodze do Damaszku” — niezwykle ważnym, zatłoczonym wielkimi ciężarówkami, górzystym szlaku komunikacyjnym łączącym Liban i Syrię przez płaskowyż doliny Bekaa — urywa się ni stąd, ni zowąd; potężna żelbetowa konstrukcja wisi w powietrzu. Bomba czy rakieta okazała się mocniejsza.

Jakby spały

Zniszczenia dróg można naprawić. Trudniej jest z ludźmi. W Kanie w południowym Libanie, dziesięć kilometrów od północnej granicy Izraela, puste miejsca w zabudowie znaczą ślady po nieistniejących domach. Ich ruiny już usunięto. W środku miejscowości — zaimprowizowany cmentarz: trzy szeregi czarnych grobowców, przed nimi kolorowa, kilkumetrowa tablica. U góry, pośrodku — portret szejka Hassana Nasrallaha, przywódcy Hezbollahu — jego brodatą twarz w okularach można zobaczyć w Libanie na kolorowych portretach wszędzie tam, gdzie panuje jego organizacja. Po bokach wodza — dwaj bojownicy z Kany, polegli w niedawnych walkach z Izraelem. Niżej, w kilku rzędach — kilkanaście twarzy kobiet i dzieci, ofiar bomby, która zburzyła pobliski dom.

Nasi libańscy przewodnicy pokazują, gdzie stał jeszcze niedawno, na północnym zboczu wzgórza. Rzeczywiście, z tego miejsca nie sposób było wystrzelić rakiety na południe, w stronę Izraela. Bomba, która pozbawiła życia niewinne osoby, trafiła precyzyjnie, tyle że w niewłaściwy budynek. Gdy oglądamy puste miejsce, zza wzgórza wyłania się czarno ubrana, młoda kobieta. Strój odsłania tylko twarz. Okazuje się, że zna osobę, która była w zbombardowanym domu. Ta osoba chętnie opowie, co się wówczas wydarzyło, a ona do niej zaprowadzi.

Zaprasza do pobliskiego domu — niewielkiego, ale wyglądającego dostatnio, częstuje kawą. Na ścianach oprawione zdjęcia ofiar, uśmiechnięty, kilkunastoletni chłopiec na tle żółtej flagi Hezbollahu — Partii Boga. W rogu pokoju szejk Nasrallah, drugi na kalendarzu na drzwiach. Obok kobiety siada jej identycznie ubrana kuzynka, między sobą opierają o stolik duże, oprawione zdjęcie zburzonego domu. Solidna konstrukcja — żelbetowe filary podtrzymują takież stropy, ceglanego wypełnienia już nie ma, a może w ogóle nie było, bo dom — jak się okazuje — był w budowie. Licząc na jego mocną konstrukcję, schroniło się w nim kilkadziesiąt osób z rodziny, gdy izraelskie samoloty bombardowały nocami miejscowość. Bomba zwaliła budynek, większość zginęła, filar ocalił życie goszczącej nas kobiecie. Wybuch odessał tlen z powietrza — ofiary się udusiły, po śmierci wyglądały, jakby spały.

1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?