Czytelnia

Kościół w Polsce

Ireneusz Cieślik

Ireneusz Cieślik, Kryzys parafii, WIĘŹ 2000 nr 10.

Co to jednak konkretnie miałoby oznaczać dla tematu, którym się zajmujemy? Soborowy dekret o posłudze prezbiterów mówi tu wyraźnie: Żadna społeczność chrześcijańska nie da się wytworzyć, jeżeli nie ma korzenia i podstawy w sprawowaniu Najświętszej Eucharystii; od niej zatem trzeba zacząć wszelkie wychowanie do ducha wspólnoty (DK 6). Tak więc, jeśli myślimy o urzeczywistnianiu się Kościoła jako wspólnoty, to refleksję należy zaczynać nie od takiego czy innego zorganizowania parafii, lecz od zgromadzenia eucharystycznego. Trzeba poważnie potraktować soborowe stwierdzenie, że Eucharystia jest źródłem i szczytem życia Kościoła (zob. KL 10, KK 11, DK 5), z niej zatem powinny wypływać i ku niej być ukierunkowane wszelkie jego przejawy, także struktury organizacyjne.

Konstytucja o liturgii mówi, że czynności liturgiczne uwidaczniają i oddziałują na całe Ciało Kościoła (zob. KL 26). Stąd sprawą naturalną i konieczną jest, aby w celebracji brały udział osoby pełniące różne posługi: diakon, lektorzy, śpiewacy, akolici, itd. Jaki to bowiem Kościół zobaczymy, kiedy przyjrzymy się Eucharystii sprawowanej w naszych kościołach? Czy bardzo często nie jest tak, że — jak pisze wybitny liturgista — z nawy widać w prezbiterium tylko jednego człowieka, który zdziera sobie gardło, aby przekonać wszystkich, że tworzą lud Boży, ale staje na ich oczach w charakterze samotnego indywiduum?5 Nie widać tu przejęcia się słowami tejże konstytucji soborowej: W odprawianiu liturgii każdy spełniający swą funkcję, czy to duchowny, czy świecki, powinien czynić tylko to i wszystko to, co należy do niego z natury rzeczy i na mocy przepisów liturgicznych (KL 28). Czyżby wszystkie czynności w liturgii należały do księdza? Jaką zatem ilustracją do biblijnego obrazu Kościoła jako Ciała Chrystusa jest nasza Eucharystia? Czy nie jest to zaprzeczenie słów św. Pawła: Nie może więc oko powiedzieć ręce: „Nie jesteś mi potrzebna”, albo głowa nogom: „Nie potrzebuję was” (1 Kor 12,21)?. Okazuje się bowiem, że nie potrzeba diakona, lektora, kantora, akolity i całego szeregu innych funkcji, gdyż ksiądz w zupełności wystarcza

Niemal słyszę jednak rozgorączkowane głosy księży, odpowiadających: „Ależ człowieku! My tak właśnie byśmy chcieli, żeby świeccy angażowali się w liturgię. Męczymy się jak możemy, żeby zmienić obecną sytuację, ale ręce opadają Bo wołami takiego nie zaciągniesz, żeby np. przeczytał lekcję”.

Gdzie leży przyczyna? Otóż wydaje mi się, że wynika to właśnie stąd, iż w myśleniu o Kościele punktem wyjścia czyni się parafię. W konsekwencji liturgia to tylko jedna z dziedzin działalności parafialnej, czyli sprawa księdza, bo — niektórzy parafianie powiedzieliby brutalnie — on za to bierze pieniądze. Zachęcanie przez księdza do podejmowania działań w liturgii jest więc przez wiernych odbierane jako próba wysługiwania się nimi. To znaczy, że wierni nie uważają czynności, które mogą na niej sprawować, za ich posługi wobec zgromadzenia, ale funkcję pomocy księdzu czy wręcz wyręczanie go, za rodzaj ozdobnika w dokonywanej przez księdza celebracji. Nie mają poczucia (i nie bezpodstawnie!), że to są ich własne posługi, za które oni są odpowiedzialni. A ponieważ czynności liturgiczne nie tylko uwidaczniają, ale i oddziałują na Ciało Kościoła (KL 26), posługi powinny mieć jakieś odzwierciedlenie, jeśli chodzi o miejsce i status w Kościele, także poza celebracją, osób je sprawujących. Nie może być tak, żeby ich odpowiedzialność kończyła się po wyjściu z kościoła, lecz musi mieć przełożenie na realny wpływ na życie tej wspólnoty.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Kościół w Polsce

Ireneusz Cieślik

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?