Czytelnia

Historia

Polacy - Niemcy

Kto zainicjował pojednanie?, z prof. Władysławem Bartoszewskim rozmawiają Basil Kerski, Tomasz Kycia i Robert Żurek, WIĘŹ 2006 nr 5.

– Z tego, co Pan opowiada, wynika, że wbrew obiegowej opinii środowiska katolickie wcale nie odegrały tak istotnej roli w pojednaniu polsko-niemieckim?

– Moim zdaniem, one bardzo długo nie odgrywały poważniejszej roli. W Zentralkomitee der deutschen Katholiken byli ludzie, którzy zajmowali się zawodowo Polską, prezydium Komitetu było jednak do lat siedemdziesiątych głuche i nieme. Tak naprawdę, zmiana nastąpiła dopiero w latach osiemdziesiątych. Powstanie „Solidarności” i stan wojenny skłoniły ludzi do refleksji, że coś się niezwykłego dzieje. A niezwykłą rolę w Niemczech odegrało to, że wszystko miało pokojowy przebieg, odbyło się bez rozlewu krwi. To poruszyło Pax Christi, Zielonych, nawet część SPD. A instytucjonalny Kościół niemiecki nie bardzo wiedział z początku, jak ma się do tego ustosunkować. Ale widzieli portrety papieża na bramach stoczni w Gdańsku, słyszeli, że biskupi z Polski są za, że papież popiera. I zaczęli kanalizować swoje odczucia w dobrze zorganizowanej akcji charytatywnej na wielką skalę. Akcja ta przez pięć lat przyniosła polskiemu społeczeństwu nie tylko pomoc, ale również poczucie, że najbardziej solidarni z Polakami w całej Europie, a może i całym świecie, są wierzący chrześcijanie w Niemczech zorganizowani w obu kościołach. W latach osiemdziesiątych Niemcy pomogli nam bardziej niż kilkanaście krajów razem wziętych, nie wyłączając Polonii w USA. To było niezwykle ważne, nie chodzi bowiem o wartość materialną, lecz poczucie solidarności, partnerstwa, które jest niezbędne w przyszłości.

– Niektórzy niemieccy katolicy zaangażowali się jednak już długo przed 1980 rokiem na rzecz pojednania polsko-niemieckiego, na przykład w ramach Aktion Sühnezeichen...

– Spotkanie z Aktion Sühnezeichen, inicjatywą początkowo protestancką, było dla mnie bardzo ważne, bo uświadomiło mi coś, czego zupełnie nie przypuszczałem: że w NRD, przy panującym tam ucisku wolnej myśli i braku wolności słowa, kształtuje się jednak poczucie, że trzeba budować dobre stosunki z sąsiadem, a do budowy tych stosunków prowadzi droga przez rozliczenie się z przeszłością. Nie we własnym imieniu, bo to byli młodzi ludzie, z reguły urodzeni po II wojnie światowej, ale w imieniu części tego narodu. Ujęła mnie ta trochę naiwna szlachetność tych kilku pastorów, księży i tych młodych ludzi, którzy się w to włączali. Ale nie zmienia to faktu, że i Aktion Sühnezeichen, i inne podobne inicjatywy były w kontekście znaczenia Kościoła katolickiego w Niemczech małymi, nie liczącymi się zjawiskami na marginesie głównego nurtu. Znaczące było z pewnością memorandum Bensberger Kreis z 1968 roku – to ono było na dobrą sprawę właściwą próbą merytorycznej odpowiedzi na list biskupów polskich sprzed dwóch i pół roku. Historyczną rolę mogło odegrać myślenie ludzi z Bensberger Kreis, ale i ta inicjatywa dojrzałej refleksji na temat wymiany listów biskupów nie została wykorzystana. Wydaje się niezbędne dzisiaj przypomnieć, że sygnatariuszami deklaracji Bensberger Kreis byli między innymi tak znani katolicy, jak na przykład profesor Otto Roegele, obecnie wydawca tygodnika „Rheinischer Merkur”, czy czterdzistojednoletni wtedy teolog Joseph Ratzinger. Niemniej jednak, olbrzymia większość niemieckich katolików, w tym ich oficjalni reprezentanci, pozostali właściwie do lat osiemdziesiątych bierni.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Historia

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?