Czytelnia

Muzyka

Kalina Wojciechowska, Kuchnia HIP-isów, WIĘŹ 2008 nr 10.

Bogusław Schaeffer zauważył kiedyś, że ktoś, kto napisałby dzieło identyczne w swych podstawowych założeniach z dziełem Mozarta, zostanie wyśmiany, ponieważ nie zauważa, że dziś znajdujemy się w innym punkcie, choć od strony formalnej dziełu takiemu nie można by nic zarzucić. Podobną refleksję snuł Donald Grout: gdyby jakimś cudem udało się w naszych czasach ożywić któregoś z dawnych, barokowych kompozytorów, np. Lully‘ego, i wypytać go o metody wykonawcze w jego czasach, zapewne pierwszą reakcją mistrza byłoby bezbrzeżne zdziwienie, dlaczego ktoś w ogóle się tym interesuje.

Okazuje się, że nie można bezpośrednio przenieść dawnych wzorców do współczesności, bez narażania się na zarzut „balsamowania zwłok”. Dlatego grający muzykę historyczną starają się unikać określenia „autentyczny” odmienianego przez wszystkie przypadki: autentyczne/oryginalne utwory, autentyczne instrumenty, autentyczna stylistyka. Sami przecież nazwali swój nurt — inspirowanym historycznie, a nie odtwarzającym „autentyczną” muzykę.

Taruskin z kolei rozróżnia autentyzm od autentycyzmu twierdząc, że między tymi pojęciami istnieje podobna zależność jak pomiędzy określeniami helleński i hellenistyczny: drugi element w każdej z tych par zawiera sporo naleciałości obcych czasowo i kulturowo elementowi pierwszemu. Jednak właśnie te naleciałości, które można ukrywać, ale których nie sposób się pozbyć, sprawiają, że muzyka pozostaje żywa, a działalność artystyczna — twórcza.

Weź przepis

Zdobyć autentyczny przepis jest trudno. Każdy odpis, każda edycja może dodawać lub pomijać jakieś elementy. Zdaje sobie doskonale z tego sprawę Beaussant, pisząc o kuchni pani Couperin i partyturach pana Couperin: „Trudność zrozumienia takiego dzieła [chodzi o „kultową” książkę kucharską Le Cuisinier françois autorstwa Pierre’a Francoisa de la Varenne’a] przypomina dokładnie trudność odczytania starej partytury albo traktatu dotyczącego interpretacji czy ornamentacji i to z tych samych powodów. To, co jest oczywiste dla ówczesnego czytelnika, pomija się milczeniem, gdyż mówienie o tym jest zbyteczne, to się samo przez się rozumie. [...] Gdy Couperin ściśle oznacza na swojej partyturze croches gales (równe ósemki), wie dobrze, że nie miał potrzeby mówić, że inne nie były takie. Gdy La Varenne pisze zagotuj garść ziela, wie, że kucharka zrozumiała, o czym mówi i nie ma potrzeby uściślać tego. Ale my? Czy mamy je zerwać na trawniku w ogrodzie? Czy ugotować zioła aromatyczne? Ani jedno, ani drugie: La Varenne mówi po prostu o zielonych jarzynach.” To nie koniec problemów. Kolejny polega na tym, jak odróżnić autentyczny od ... bardziej autentycznego, jeśli różniące się odpisy wyszły spod ręki tego samego autora? Czy kierować się kryteriami chronologicznymi? Zarówno w przypadku muzyki jak i kuchni mogą się one okazać zawodne, lepiej więc zapytać, dla kogo dzieło było pisane. Gdy przepis przeznaczony jest dla wielbiciela słodkości, będzie zawierał większe dawki cukrów i miodów, ale nie stanie się przez to mniej lub bardziej autentyczny od przepisu przeznaczonego dla amatora dań wytrawnych. Kiedyś tę wariantywność partytury uświadomił słuchaczom Christopher Hogwood, który zdecydował się zagrać V Koncert Brandenburski nie wedle „oficjalnej”, uznawanej za kanoniczną wersji dedykowanej Margrabiemu Brandenburskiemu, ale z innych kopii rękopiśmiennych, prawdopodobnie starszych. Wersje okazały się odmienne, a Hogwood dowodził, że Bach w wersji oficjalnej starał się sprostać oczekiwaniom i gustom swego beneficjenta3.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Muzyka

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?